Więcej sztuki niż gwiazd

Berlinale 2010. „Apart Together" Wanga Quan'ana otworzył 60., jubileuszowy festiwal berliński.

Aktualizacja: 14.02.2010 12:29 Publikacja: 12.02.2010 08:37

Berlinale

Berlinale

Foto: AFP

[b]Barbara Hollender z Berlina[/b]

Okładka katalogu, oficjalne berlińskie torby i inne gadżety – wszystko w tym roku jest fioletowo-seledynowe, zapisane bardzo drobnymi literkami, których niemal nie daje się odczytać bez lupy. To tytuły filmów pokazywanych w programie Berlinale przez 60 lat. Było ich aż 15 477.

Festiwal hucznie obchodzi swój jubileusz. W 1951 roku w Titania Palast widzowie obejrzeli "Rebekę" Alfreda Hitchcocka. Do podzielonego na strefy miasta, gdzie szczególnie silnie czuło się atmosferę zimnej wojny, zjechały – jakby na przekór polityce – wielkie gwiazdy, z Joan Fontaine na czele. To miało być "okno na świat", próba odetchnięcia świeżym powietrzem. Ale filmy z bloku komunistycznego pojawiły się na Berlinale dopiero w latach 70.

[srodtytul]Wydarzenie retro [/srodtytul]

Dziś festiwal patrzy wstecz. W wielkiej retrospektywie "Play it again..." ("Zagraj to jeszcze raz...") można obejrzeć filmy Renoira, Malapartego, Paradżanowa, Sokurowa, Scorsese, Oshimy, Sallesa.

Są w tej sekcji dwa obrazy Polaków – nakręcony we Francji "Wstręt" Romana Polańskiego oraz belgijski "Start" Jerzego Skolimowskiego. Artysta, choć zajęty nową produkcją, ma pod koniec festiwalu pojawić się w Berlinie. Wydarzeniem retro jest też pokaz zrekonstruowanej i "wydłużonej" (znaleziono nieznane fragmenty filmu) wersji "Metropolis" Fritza Langa, transmitowanej z sali kinowej na wielki ekran zawieszony przy Bramie Brandenburskiej.

Jednak berlińska impreza, choć pełna wspomnień, jest przede wszystkim nastawiona na dzisiaj. – Jej pierwszy szef Alfred Bauer nie poznałby zapewne swego dziecka, tak dojrzało i okrzepło – uważa obecny dyrektor festiwalu Dieter Kosslick. Berlinale AD 2010 to bowiem 400 filmów, 20 tysięcy akredytowanych gości z branży filmowej i blisko 300 tysięcy sprzedanych biletów, bo impreza szczyci się tym, że jej program w dziesięciu kinach stolicy udostępniany jest zwykłej publiczności.

[srodtytul]Chińczyk na początek [/srodtytul]

Na otwarcie organizatorzy nie wybrali ani "Wyspy tajemnic" Martina Scorsese, ani "Autora widmo" Romana Polańskiego – najgłośniejszych tytułów tegorocznej imprezy. Berlinale zainaugurował "Apart Together" Chińczyka Wanga Quan'ana. Nie bez powodu. Quan'an opowiada o kraju podzielonym na dwie części przez politykę. Czy to nie jest też nawiązanie do pierwszego festiwalu odbywającego się w Berlinie w 1951 roku?

Bohater "Apart Together" Lui Yansheng, były zwolennik walczącego z komunistami Kuomintangu, po 50 latach spędzonych na Tajwanie po raz pierwszy dostaje prawo wjazdu do Chin. Wraca do Szanghaju, by odnaleźć dawną wielką miłość. Kobietę, która wówczas spodziewała się ich dziecka. Ale czas nie stanął w miejscu. Powrót po latach nie jest łatwy. Boli. Może wyrządzić krzywdę, rozbić kolejną rodzinę. – Mało kto zdaje sobie sprawę, jak trudno po tylu latach rozstania być znowu razem. Ile bólu niosą takie powroty, jakie rodzą trudności – mówi Quan'an. – To dotyczy rodzin, ale i narodów. Bywam czasem w Niemczech i widzę, ile jest tu stale problemów społecznych, mimo że mur berliński runął 20 lat temu.

[srodtytul]Kino artystyczne górą [/srodtytul]

Tegoroczny festiwal, choć jubileuszowy, nie błyszczy wielkimi gwiazdami. Największy desant amerykańskich aktorów czeka nas w ośnieżonej i oblodzonej stolicy Niemiec podczas najbliższego weekendu. Pod nieobecność Romana Polańskiego, jego "Autora widmo" promują Pierce Brosnan i Ewan McGregor, a Martin Scorsese zjedzie do Berlina z całą ekipą, m.in. z Leonardo DiCaprio i Michelle Williams.

Potem już atmosfera się uspokoi. Organizatorzy postawili na kino może nie nafaszerowane gwiazdami, ale markowe. Dunka Pernille Fisher Christensen, Turek Semih Kaplanoglu, Norweg Hans Petter Moland czy Chińczyk Zhang Yimou, to nazwiska najwyższej festiwalowej klasy. Niemcy lubią filmy ostre, nieobojętne, rejestrujące problemy współczesności i rozliczające się z historią XX wieku. Sama z niecierpliwością czekam na nowe filmy autorki "Grbavicy" – Bośniaczki Jasmili Zbanic ("Na drodze") i obraz Rumuna Florina Serbana ("Kiedy chcę gwizdać, gwiżdżę").

Ciekawe zresztą, że dziś każdy dyrektor festiwalu zabiega o film rumuński w programie. Rumuni potrafili zrobić to, co w Polsce stale pozostaje w sferze marzeń. Wyszli ze swoją kinematografią w świat, zadomowili się na wielkich imprezach. Promocja naszego kina, nawet gdy mamy się czym pochwalić, wciąż szwankuje. Ale to już inny temat. Niestety, nie festiwalowy.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

[b]Barbara Hollender z Berlina[/b]

Okładka katalogu, oficjalne berlińskie torby i inne gadżety – wszystko w tym roku jest fioletowo-seledynowe, zapisane bardzo drobnymi literkami, których niemal nie daje się odczytać bez lupy. To tytuły filmów pokazywanych w programie Berlinale przez 60 lat. Było ich aż 15 477.

Pozostało 93% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu