W Berlinie wciąż jeszcze czuje się okołowalentynkowy nastrój i widocznie organizatorzy festiwalu postanowili ulec tej atmosferze, bo w konkursie znalazła się komedia romantyczna „Greenberg” Noaha Baumacha. Dziełko może przyciągnąć do kin sporo widzów, ale jego wartości [wyimek]Coraz trudniej nam opowiadać o uczuciach tak pięknie jak Lelouch [/wyimek]artystycznych próżno szukać. Historyjka, jakich wiele. Dwie samotne dusze – dziewczyna, która prowadzi dom zamożnych ludzi z Los Angeles i brat jej pracodawcy, nieciekawy i niesympatyczny facet po załamaniu nerwowym – zaczynają zbliżać się do siebie. Reżyser razem ze współscenarzystką i życiową partnerką, aktorką Jennifer Jason Leigh, próbują opowiadać coś o samotności w wielkim mieście, niespełnieniu, strachu przed związkiem, ale wszystko pozostaje nijakie.
Nie można natomiast zarzucić nijakości Zhangowi Yimou, który w „Kobiecie, pistolecie i sklepie z makaronami” zaproponował wschodnią wersję krwawego dramatu braci Coen „Śmiertelnie proste”. Bogaty, tyranizujący wszystkich kupiec podejrzewa żonę o romans ze swoim kucharzem, wynajmuje więc policjanta, żeby zabił oboje. Zaczyna się śmiertelna gra, w której karty rozdaje nie zleceniodawca, lecz płatny morderca. Jednak to, co sprawdzało się w teksańskim miasteczku, unurzane we wschodniej konwencji, przypomina raczej slapstick niż dramat namiętności z żądzą pieniądza w tle. W „Kobiecie...” zabrakło zarówno czarnego, coenowskiego humoru, jak maestrii Zhanga Yimou, twórcy „Zawieście czerwone latarnie”. Nie ratują filmu nawet wspaniała scenografia ani pejzaże pagórków pokrytych czerwonym piaskiem.
Historie o miłości okazują się na festiwalowych ekranach znacznie mniej ciekawe niż opowieści o przegranym życiu i gwałcie współczesnego świata. A może jest i tak, że coraz trudniej nam opowiadać o uczuciach tak pięknie jak kiedyś Lelouch w „Kobiecie i mężczyźnie” czy tak inteligentnie jak Richard Linklater w swoich filmach „Przed wschodem słońca” i „Przed zachodem słońca”.
[i]Korespondencja z Berlina[/i]