Będzie pan uczestnikiem jury warszawskiego festiwalu. Przyjeżdża pan do Polski po wielu latach nieobecności...
Alex Claude: Wyjechałem stąd z moimi rodzicami po wydarzeniach Marca ’68. Miałem wtedy 13 lat. I od tamtego czasu, przez 39 lat, tutaj nie byłem, choć wiele pracowałem w innych krajach Europy: Francji, Belgii, Włoszech... Teraz wracam „na moje podwórko”, bo urodziłem się w Warszawie. Kocham to miasto. Bardzo długo nie mogłem się pogodzić z tym, że stąd wyjechaliśmy. Najpierw do Szwecji i USA, w końcu do Izraela. Mam teraz nadzieję odnaleźć w Warszawie bliskie mi miejsca.
Jak został pan reżyserem dźwięku?
Trochę z przypadku. Choć nie mam kierunkowego wykształcenia, zawsze pasjonowałem się muzyką i mam ogromną kolekcję nagrań. Nieraz proszono mnie o radę, jaką muzykę wybrać. I tak się stopniowo wciągnąłem do pracy w teatrze, reklamie (którą dawno już porzuciłem), telewizji, filmie. Od 20 lat zajmuję się oprawą dźwiękową nie tylko filmów fabularnych, ale także dokumentów (teraz też pracuję nad dużym projektem Michal Kafry) i baletu. Trzy moje realizacje zdobyły izraelskiego Oscara – Israeli Film Academy Awards: „The Late Marriage” „Kippur” i „Beaufort”. A wiele moich soundtracków zakwalifikowało się na festiwale w Cannes, Wenecji i Berlinie.
Najdłuższa współpraca łączy pana z wybitnym reżyserem Amosem Gitaiem. Od czego się zaczęło?