Rz: Z jakim wyobrażeniem o Pradze rozpoczynał pan zdjęcia do filmu?Łukasz Palkowski: Dla mnie ta dzielnica łączyła w sobie niepowtarzalną egzotykę z surową naturalnością i liryzmem.
Urodziłem się i wychowałem na Woli, ale jako dziecko jeździłem z mamą na bazar Różyckiego, by kupić kurtkę, buty lub spodnie. Wówczas pociągała mnie czarna legenda Pragi – groźnego miejsca pełnego bandytów. Chciałem poznać to, co w niej mroczne, zakazane. Później jednak – gdy przez jakiś czas mieszkałem na Ząbkowskiej – przekonałem się, że żyją tam niezwykle intrygujący ludzie. Wydaje mi się, że ich duszę dobrze poznałem dzięki literaturze i muzyce. Czytałem Tyrmanda, słuchałem piosenek taty Kazika Staszewskiego.
Obecnie Praga bardzo się zmienia. Jest modna. Niektórzy nazywają ją nawet polską wersją londyńskiego Soho. Tymczasem pan skupia się w „Rezerwacie” na starej części dzielnicy. Dlaczego?
Przyznam, że chciałbym w ten sposób zatrzymać czas. Ocalić rdzenną Pragę od zapomnienia. Oczywiście to fantastycznie, że prawobrzeżna część Warszawy się rozwija. Jednak w tym postępie tkwi paradoks. Powstają teatry, kluby. Ale mieszkający tam z dziada pradziada prażanie z nich nie korzystają – kulturalna Warszawa ich nie interesuje. Mają własny zamknięty świat.
Jacy to są ludzie?