Jak potoczyłaby się historia? Czy Niemcy zdołałyby uniknąć konsekwencji katastrofy, którą same spowodowały, i czy świat wyglądałby dzisiaj inaczej? Wchodzący właśnie na ekrany film „Walkiria” tym wszystkim się nie zajmuje. W hollywoodzkiej produkcji historia została zredukowana do opowieści
o jednym człowieku Clausie Schenku von Stauffenbergu. To on jest centralną postacią spisku na Hitlera, a właściwie egzekutorem, w pewnym sensie katem, który działa na podstawie wyroku wydanego na przywódcę III Rzeszy przez grupę zamachowców. Przeczuwają nadchodzącą katastrofę i pragną uratować z pożogi, co się da. Dla siebie i dla Niemiec. A może w odwrotnym porządku. Opinie historyków są podzielone.
[srodtytul]Jak zlikwidować Hitlera[/srodtytul]
Zamach na Hitlera w Wilczym Szańcu nie był jedynym w okresie jego rządów. Nieudanych prób zgładzenia dyktatora było wiele. Niektórzy historycy doliczyli się ponad 50, inni zaledwie 15. Większość była dziełem wąskiego kręgu oficerów skupionych wokół generała Henniga von Tresckowa i nieco później Stauffenberga.
20 lipca 1944 roku nie chodziło wyłącznie o fizyczną likwidację dyktatora, ale o przejęcie kontroli nad III Rzeszą przez grupę spiskowców. Nie było ich wielu. Trzon stanowili wysocy oficerowie Wehrmachtu. Duchowym i politycznym przywódcą był Hennig von Tresckow. Przeniesiony na front wschodni nie odegrał 20 lipca czynnej roli. Bohaterem dnia był Stauffenberg. W spisek wtajemniczył go gen. Friedrich Olbricht z Głównego Urzędu Wehrmachtu. To on się postarał, aby pułkownik Stauffenberg został szefem sztabu generała dywizji Friedricha Fromma, głównodowodzącego Armii Rezerwowej. Chodziło o to, aby Stauffenberg z racji swej funkcji miał dostęp do Führera. Armia Rezerwowa była mobilizowana w granicach Niemiec na wypadek niepokojów wewnętrznych. Do tego celu służył tajny plan o kryptonimie „Walkiria”. Zamachowcy wpadli na pomysł, by użyć go do obalenia reżimu