Steven Soderbergh nakręcił ponadczterogodzinną biografię El Comendante. W Polsce będzie wyświetlana w dwóch częściach. Teraz możemy obejrzeć przebieg kubańskiej rewolucji, w sierpniu trafi do kin opowieść o wyprawie Che do Boliwii.

Reżyser dostrzegł w nim wyłącznie wrażliwego na krzywdę innych człowieka, gotowego do skrajnych poświęceń. Jego film wpisuje się w mit Guevary jako bezkompromisowego rewolucjonisty. „Che. Rewolucja" spięty jest narracyjną klamrą. W powracających kilkakrotnie czarno-białych scenach oglądamy wizytę Che (nijaki Benicio Del Toro) w Nowym Jorku na początku lat 60. Jest już gwiazdą mediów, charyzmatycznym mówcą. Jak kształtowała się jego legenda? Pomiędzy nowojorskimi sekwencjami cofamy się do lat 50., gdy walczy z reżimem Fulgencio Batisty. Jest surowy, ale sprawiedliwy. Opiekuje się biednymi. Zakłada szkoły, szpitale. W trakcie starć zachowuje zimną krew, taktyczny zmysł. Żadnego pęknięcia, skazy. Soderbergh pokazuje kolejne epizody guerilli w paradokumentalnym stylu. Pozbawia film dramaturgii, jakby chciał stworzyć pozory obiektywnej relacji. Tyle że wychodzi mu z tego uładzona, niewzbudzająca emocji, hagiografia.

[b][link=http://www.rp.pl/galeria/9131,1,285288.html]Zobacz więcej zdjęć[/link][/b]