W Polsce nastała pogoda dla fotofanów. Wiosną w kilku miastach zaczyna się wysyp festiwali, konkursów i fotoprzeglądów – przodują Warszawa, Poznań, Kraków, Łódź, Wrocław. Co z tegorocznych imprez wynika? Równouprawnienie gatunków. Kuratorzy często łączą na jednej ekspozycji zdjęciowe dokumenty z pracami inscenizowanymi, skomponowanymi za pomocą komputera; z filmami, przeglądem slajdów, zdjęciami podświetlanymi (tzw. lightboksy). Daje to ciekawe efekty. Także prowadzi do konstatacji, że kompozycja i plastyczne zalety fotosów zawsze mają znaczenie.
Jednak uroda zdjęć reportażowych schodzi na dalszy plan wobec emocji, jakie niekiedy wywołują. Ja to odbieram tak: fotokreacje traktuję jak malarstwo, teatr, film. Na przykład – serię „Chłopców bez serca i niewinnych” Zbigniewa Libery (Fundacja Profile) czy cykl „Niech sczezną mężczyźni” Łodzi Kaliskiej (Zamek Ujazdowski). Wiem, że to zabawa, żart, prowokacja.
Natomiast z rejestracji rzeczywistości staram się wyłapać coś najbardziej charakterystycznego. Nie fakty, lecz aurę czasów, zbiorowe nastroje.
[srodtytul]Zapis entuzjazmu[/srodtytul]
Znamienne jest podejście rodaków do fotoreportaży obrazujących życie w PRL. Po ustrojowym przełomie chcieliśmy jak najszybciej odciąć się od „czerwonego”. I od trudów socżycia, przedstawianego wyłącznie w czarno-szarych barwach. W efekcie archiwa fotograficzne zlikwidowanych pism zostały zniszczone, wiele negatywów zaginęło. Gdy widmo komunizmu przestało straszyć, po upływie prawie dwóch dekad odkrywamy zapoznane reporterskie talenty.