Co roku do Los Angeles przyjeżdżają tysiące młodych ludzi z nadzieją na błyskotliwą karierę. Chodzą na castingi. Liczą, że ktoś da im szansę zaistnieć. Większość kończy jako kelnerzy. Niektórzy próbują się ustawić dzięki erotycznym podbojom.
Taką strategię wybrał Nikki. Nie ma nic oprócz komórki i torby z ubraniami przewieszonej przez ramię. Utrzymuje się dzięki zamożnym, samotnym kobietom. Mieszka w ich willach. Wyleguje się przy basenie, sącząc drinki. A w zamian świadczy usługi seksualne.
"Kiedy po raz pierwszy się tu pojawiłem, miałem sen... Sen o lekkim życiu" – mówi na początku i konsekwentnie stara się go urzeczywistnić. Do czasu, aż pozna Heather, kelnerkę z małej kafejki. Dziewczyna wpada mu w oko, ale nie nabiera się na sztuczki Nikkiego. Sprawia wrażenie bieglejszej w uwodzeniu.
Rodzące się między nimi uczucie odmieni żigolaka. Tyle że zamiast romantycznego happy endu, playboya czeka ostra lekcja życia.
Hollywoodzki debiut pochodzącego z Wielkiej Brytanii Davida Mckenziego (autora m.in. "Hallam Foe") jest średniej jakości. Reżyser spróbował dokonać rzeczy niemożliwej: połączyć w jednym filmie komediową lekkość z kinem obyczajowym, które wytrąca z zadowolenia. Nie wyszło. Nie tylko dlatego, że humor "Amerykańskiego ciacha" jest wysilony. Brakuje też dobrych dialogów, ciętych ripost. A przede wszystkim nie sposób przejąć się losami ludzi pustych niczym dmuchane lalki.