Znałem go jeszcze z łódzkiej szkoły filmowej. Już wtedy był to miły, urokliwy facet. I takim pozostał, mimo różnych doświadczeń, jakie przyniosło mu życie. Szczególnie zawodowe – zapewnia Wiesław Gołas.
– Ja jestem trudny, trochę grymaśnik, ale on potrafił z łatwością rozładować napięcie – dodaje niezapomniany aktor pierwszych filmów Barei: „Mąż swojej żony” (1960), „Żony dla Australijczyka” (1963) czy serialu „Kapitan Sowa na tropie” (1965).
Ewa Błaszczyk, grająca w ostatniej produkcji reżysera – „Zmiennikach” z 1986 roku, wspomina pozornie zwyczajne zdarzenie. Trudny dzień zdjęciowy, w szczerym polu, na trasie pod Warszawą. Upał. Wszyscy marzą o łyku wody, a przecież o wozie cateringowym wtedy nikomu się nie śniło.
Po wyjątkowo długim i męczącym ujęciu, gdy ekipa odpoczywała, szukając odrobiny cienia, Bareja podszedł do aktorki i podał jej lekko już topniejącego loda. – Skąd go wziął, nie wiem, ale był to nad wyraz ujmujący gest – przyznaje Błaszczyk.
[srodtytul]Mina na „nie”[/srodtytul]