To poruszająca opowieść o desperackim poszukiwaniu własnej tożsamości w świecie ideologicznych dogmatów i okrucieństwa.
Lars (Lindhardt) przez przypadek trafia na zebranie grupy skinheadów. Jeden z nich wygłasza akurat przemowę. Lars nie zamierza jednak potulnie jej słuchać – z pasją krytykuje wystąpienie. O dziwo, jego głośny sprzeciw spotyka się z podziwem. Wkrótce Lars, doceniany za inteligencję i polemiczny talent, wsiąka w grupę. Zwłaszcza że coraz bardziej imponuje mu agresywny Jimmy. Wzajemna fascynacja przerodzi się w końcu w namiętność, którą coraz trudniej będzie obu mężczyznom ukryć przed otoczeniem.
Centrum dramaturgicznym filmu Donato jest relacja Larsa i Jimmy'ego. Jednak „Braterstwo" jest czymś więcej niż tylko historią zakazanej miłości i zmagań z własną seksualnością. Donato z wyczuciem pokazuje specyfikę relacji w neonazistowskiej grupie, gdzie twarda rywalizacja miesza się z wypieranymi uczuciami i politycznym fanatyzmem, tworząc wybuchową mieszankę.
Można również spojrzeć na „Braterstwo" jak na portret psychologiczny człowieka, któremu do życia potrzebne jest funkcjonowanie w silnie zhierarchizowanych relacjach. Lars wywodzi się z despotycznej rodziny. Idzie do wojska, w którym karność wobec przełożonych jest cnotą. Potem wchodzi w szeregi neonazistów, gdzie grupa jest wszystkim, a jednostka ze swoimi potrzebami niczym. W każdym z tych środowisk Lars nie może być sobą, bo kamufluje swoją orientację. A mimo to instynktownie pragnie podporządkowania. Chce, by ktoś wyznaczył mu cel i nim pokierował.
„Braterstwo" zostało uznane za najlepszy film festiwalu w Rzymie. Ale jego wartość lepiej widać na tle innych obrazów o życiu skinheadów. W niczym nie ustępuje słynnemu „Romper Stomper" – w którym błysnął Russel Crowe – o australijskich neonazistach czy „American History X" o wyznawcach hitlerowskiej ideologii w Stanach, z nominowanym do Oscara Edwardem Nortonem w roli głównej. Chwilami również przypomina „Fanatyka", który zapoczątkował błyskotliwą karierę Ryana Goslinga.