Czytaj też - Współczesny szatan indoktrynuje
Niemal 12 lat Barbara Sass, niekwestionowana liderka nurtu kobiecego polskiego kina, nie zrealizowała żadnego filmu. Milczenie przerwała zainspirowana głośnym konfliktem między władzami kościelnymi a przełożoną w klasztorze Betanek w Kazimierzu Dolnym. Ta kobieta, powołując się na natchnienie Ducha Świętego, wraz z kilkoma wiernymi jej zakonnicami odgrodziła się – dosłownie – od jej zdaniem zepsutego i grzesznego świata.
„W imieniu diabła" nie jest jednak zapisem wydarzeń, bo do dziś nie wiemy, co się działo za murami zamkniętego klasztoru. To ekranowa fikcja, ale o znamionach realności. Poruszająca opowieść o fanatyzmie, manipulacjach i mechanizmach powstawania sekty.
„Szatański" sen siostry Anny (Zawadzka) jej przełożona (Radwan) interpretuje jako boski znak o wszechobecnym zagrożeniu złem. Rozpala on ukrywane dotąd namiętności, obnaża fałszywą religijność i fanatyzm na pograniczu obłędu. Przełożona jest przerażająco skuteczna nie tylko jako instytucjonalna przewodniczka i opiekunka powierzonej jej zbiorowości, ale przede wszystkim jako osoba kontaktująca się z Bogiem. Umiejętnie manipuluje mniszkami, pokazuje swoje rzekome stygmaty.