Przy Puławskiej 61, gdzie mają swoją siedzibę państwowe studia filmowe, panuje atmosfera niepewności. W małych pokoikach, pełnych plakatów z filmów ostatniego półwiecza, mieści się pięć firm producenckich – Tor Krzysztofa Zanussiego, Zebra Juliusza Machulskiego, Kadr, który po śmierci Jerzego Kawalerowicza przejął Jerzy Kapuściński, Oko Tadeusza Chmielewskiego i osierocona niedawno przez Janusza Morgensterna Perspektywa.
Po reorganizacji mają zostać tylko trzy. Minister Bogdan Zdrojewski podpisał już zarządzenie przekształcające Tor w instytucję kultury. Podobnie jak Kadr, do którego ma zostać przyłączone Oko. Po przejściu do TVP Jerzego Kapuścińskiego od 4 października kieruje nim Łukasz Barczyk. Nie ma jeszcze podpisanej decyzji w sprawie Zebry, ale według korytarzowych plotek i tego, co sam minister zapowiedział podczas inauguracji roku w PWSFTViT – ma do niej zostać dołączona Perspektywa.
Gwarancja jakości
Studia (wcześniej – zespoły) to wspaniała tradycja polskiego kina i ponad pół wieku jego historii. W PRL miały monopol na produkcję filmową. Po transformacji stały się jednymi z wielu producentów. I w czasach komercjalizacji rynku nie splamiły się produkcjami pod publiczkę – znakomite, artystyczne filmy zrobili tu m.in. Krzysztof i Joanna Krauze, Marek Koterski, Jerzy Stuhr, Agnieszka Holland. Debiutowali Borys Lankosz, Jan Komasa czy Magdalena Piekorz.
– Studia są gwarantem jakości. Łatwiej zrobić w nich film temu, kto nie liczy wyłącznie na szybką kasę – uważa Agnieszka Holland.
– Moje „Porno", „Nic śmiesznego", „Dzień świra" powstały w Zebrze, „Baby są jakieś inne" – w Kadrze. Z Puławską kojarzy mi się prestiż i profesjonalizm. Mam tu poczucie pełnej wolności twórczej – twierdzi Marek Koterski.