W 2011 roku powstało w Polsce ok. 50 filmów, większość przy wsparciu Polskiego Instytutu Filmowego. Zdobyły rekordową widownię. Już w połowie grudnia było to 11 milionów osób.
Wróciły na ekran rozliczenia z historią. Obrazy często oparte na faktach, uczciwe. Antoni Krauze zrobił "Czarny czwartek. Janek Wiśniewski padł" – dawno oczekiwany film o wydarzeniach grudnia 1970 r.: skromny, niemal paradokumentalny, poruszający.
Akcja thrillera Waldemara Krzystka "80 milionów" toczy się w roku 1981, gdy działacze wrocławskiej "Solidarności" w przeddzień stanu wojennego uratowali z własnego konta 80 milionów złotych.
Agnieszka Holland cofnęła się do lat II wojny światowej i Holokaustu. Jej "W ciemności", również dzięki znakomitej kreacji Roberta Więckiewicza, jest opowieścią o dorastaniu do człowieczeństwa. Ale też refleksją o chęci przetrwania.
Wydarzeniem stała się "Róża" Wojciecha Smarzowskiego, dla mnie najciekawszy polski film ubiegłego roku. Jego akcja toczy się tuż po II wojnie światowej na Mazurach. Niemieccy mieszkańcy są z Polski wysiedlani, rosyjscy żołnierze brutalnie gwałcą kobiety, polscy repatrianci z Rosji nie mogą się zadomowić w nowym miejscu, a Urząd Bezpieczeństwa zaprowadza już komunistyczne porządki. Jest też w "Róży" nieśmiała, nieufna miłość na zgliszczach, która sponiewieranym bohaterom pozwala zachować godność.