Nikt tak jak Anglicy nie potrafi podnieść realizmu do rangi sztuki ani przyglądać się współczesnym z taką przenikliwością i zarazem empatią. A Mike Leigh, obok lewicującego Kena Loacha, należy dziś do najciekawszych reżyserów brytyjskich.
Bohaterami jego filmów są zwykli ludzie. Tacy jak we „Wszystko albo nic", których codziennością jest wybijanie cen w sklepowej kasie, a rozrywką piwo w pobliskim pubie. Pełni tęsknot i odkrywający własne korzenie jak w „Sekretach i kłamstwach". Zdeterminowani, by iść własną drogą, jak w „Verze Drake". Samotni i zagubieni jak w „Kolejnym roku".
W zestawie „Mike Leigh" znalazły się cztery fabuły. Pierwsza to „Nadzy", którzy przynieśli Brytyjczykowi nagrodę za reżyserię w Cannes – pełna przemocy historia wykolejonego chłopaka, który szuka wrażeń, włócząc się po nocnym Londynie. Film mocny i dla Leigh nietypowy. On sam przyznaje:
– Reżyser powinien rozumieć ludzi, o których opowiada, mieć ochotę poznać ich bliżej. Ja się z moimi bohaterami identyfikuję. Mówię widzowi: „Tacy jesteśmy. Z naszymi niedoskonałościami, pragnieniami, drobnymi radościami". Tylko raz zdarzyło się, że nie darzyłem bohatera sympatią – przy „Nagich".