Indie – przez prawie 200 lat klejnot brytyjskiej korony – wciąż mimo niemal siedmiu dekad od uzyskania niepodległości budzą na Wyspach kolonialne emocje. Nie zapomniano, że było to miejsce, gdzie dorabiano się fortun i wspinano po kolejnych szczeblach karier urzędniczych. Jednak o tym, że odbywało się to kosztem tubylców, wspomina się rzadziej. Wciąż działa też mit krainy nieprzeniknionej, tajemniczej, obcej, a przez to przyciągającej.
Czym kierowała się siódemka brytyjskich emerytów, bohaterów filmu „Hotel Marigold" Johna Maddena („Zakochany Szekspir", „Jej Wysokość pani Brown"), wybierając ten kraj jako miejsca do spędzenia jesieni życia? Przede wszystkim atrakcyjną internetową ofertą, która zapewniała, że dostaną opiekę za stosunkowo niewielkie pieniądze w wyglądającym jak pałac domu spokojnej starości w Jaipurze, stolicy stanu Radżastan.
Każde z nich ma jeszcze inne, osobiste powody. I tak Muriel (Maggie Smitch) zachęciła możliwość taniego zoperowania biodra. W ojczyźnie na prywatny zabieg jej nie stać, a publiczna służba zdrowia proponuje wielomiesięczne terminy. Jest kwintesencją starej, kolonialnej Anglii. Tubylcami i ich kulturą pogardza („nie jem potraw, których nazw nie potrafię wymówić"), traktuje niemal jak podludzi.
Evelyn (Judi Dench), którą zmarły mąż pozostawił z długami, nie chcąc żyć na garnuszku syna, ma nadzieję, że coś jeszcze się w jej życiu odmieni. Wdowa Madge (Celia Imre) liczy, że na swoje mocno już przekwitłe wdzięki upoluje kolejnego męża. Szprycujący się viagrą Norman (Roland Pickup) liczy na erotyczne przygody, a tak naprawdę szuka kogoś, kto by się o niego choćby przez krótki czas zatroszczył.
Wreszcie para niedobranych małżonków: Jean (Penelope Wilton) i Douglas (Bill Nighy), których do wyjazdu zmusiła fatalna sytuacja finansowa. Tylko Graham (Tom Wilkinson), ekssędzia Sądu Najwyższego, wybrał Indie wyłącznie z sentymentów. Tam spędził młodość i przeżył miłość, której niespełnienie położyło się cieniem na całym jego dorosłym życiu.