Prometeusz Ridleya Scotta w kinach

"Prometeusz" Ridleya Scotta to wizualny majstersztyk, ale nie sprostał legendzie otaczającej cykl o Obcym – pisze Rafał Świątek

Aktualizacja: 19.07.2012 00:09 Publikacja: 18.07.2012 19:55

Michael Fassbender jako android towarzyszący ekipie badawczej

Michael Fassbender jako android towarzyszący ekipie badawczej

Foto: Imperial CinePix

Film zaczyna zapierające dech w piersiach zderzenie obrazów kreacji i zniszczenia. Z kłębów pary wyłaniają się szczyty górskie, potężne wodospady i rwące strumienie, które filmowane z lotu ptaka wyglądają niczym gęsta sieć pulsujących żył. Jakby świat dopiero tworzył się na naszych oczach.

Szokujące okrucieństwo

Na tle tych krajobrazów pojawia się bladosina istota przywodząca na myśl pół boga, pół herosa. Wypija toksyczną miksturę. Trucizna rozrywa jej ciało na strzępy, co kamera - dzięki znakomitemu wykorzystaniu animacji komputerowej - pokazuje od środka postaci.

Szokująca zmiana perspektywy poprzez przejście od sekwencji emanujących surowym pięknem do sceny gwałtownej autodestrukcji daje piorunujący efekt. Jednak przede wszystkim wyznacza poetykę całego filmu, w którym zachwyt nad tajemniczymi formami życia przeplata się z bezrozumnym unicestwianiem wszystkiego, co żyje.

Ridley Scott konsekwentnie stosuje ten kontrast. Bohaterów filmu poznajemy, gdy docierają na odległą od Ziemi o lata świetlne planetę. Początkowo towarzyszy im entuzjazm i podniecenie. Głównie za sprawą doktor Elizabeth Shaw (Noomi Rapace) wierzącej, że ekspedycję czeka spotkanie z rasą Inżynierów, którzy jej zdaniem stworzyli przed wiekami człowieka.

Jednak podziw dla geniuszu obcych istot szybko ustępuje przerażeniu. Badacze odkrywają, że planeta jest wymarła, a Inżynierów najprawdopodobniej spotkała zagłada ze strony pasożytniczych organizmów, które sami wyhodowali. Podróż do źródeł cywilizacji mająca wyjaśnić sens ludzkiej egzystencji na Ziemi zmienia się w swoje przeciwieństwo. Mnoży jedynie pytania bez odpowiedzi, a przede wszystkim zderza doktor Shaw i resztę załogi z niebywałym wręcz okrucieństwem.

Źle dobrane proporcje

W ten sposób Ridley Scott przechodzi od kina science fiction z filozoficznym zacięciem do futurystycznego thrillera, łącząc - dzięki niektórym wątkom i ponurej konwencji – „Prometeusza" z  „Obcym - ósmym pasażerem Nostromo" (1979), czyli pierwszym z czterech filmów o konfrontacji ludzi z bezlitosnym kosmicznym drapieżcą.

Tamten tytuł ma obecnie status dzieła kultowego, które nie tylko wyznaczyło nowe standardy gatunku, ale przełamało również kulturowe stereotypy. „Prometeusz", choć pod względem wizualnym jest jednym z najbardziej intrygujących obrazów, jakie dotychczas powstały w technologii 3D, nie osiągnie nigdy pozycji podobnej do poprzednika.

W filmie szwankuje m.in. rozłożenie akcentów. „Obcy" fascynował, bo był prostą opowieścią o polowaniu bestii na ludzi, jednocześnie oferując refleksję na temat sytuacji egzystencjalnej człowieka. Tymczasem „Prometeusz", pełniący rolę wprowadzenia do cyklu o „Obcym i pokazujący narodziny bestii, jest pomyślany jako kino science fiction stawiające wielkie pytania. Thriller odgrywa w nim rolę dodatku. Niestety, to odwrócenie proporcji sprawia, że zamiast pełnej napięcia akcji zbyt często mamy na ekranie do czynienia z trywialnymi stwierdzeniami o tym, skąd pochodzimy i kim jesteśmy.

Niewolnicy konwencji

Poza tym „Prometeuszowi" - w przeciwieństwie do „Obcego" - brakuje elementu zaskoczenia. W obrazie sprzed lat niespodziankę dla widzów stanowił fakt, że do ostatecznej konfrontacji z drapieżnikiem stanęła kobieta, czyli Ripley koncertowo zagrana przez Sigourney Weaver. Oczywiście Scott i scenarzyści powtarzają ten schemat. Tyle że tym razem sprawiają wrażenie niewolników konwencji nieumiejących zaproponować nic świeżego. Tym bardziej że gra Noomi Rapace, mimo wysiłku aktorki, nie dorównuje kreacji Weaver. Znakomicie wypadł natomiast Michael Fassbender w roli androida towarzyszącego ekipie badawczej. W jego postaci dziecięca wręcz fascynacja światem łączy się z bezwzględnością maszyny traktującej ludzi jak materiał do przeprowadzania krwawych eksperymentów.

Scott udowodnił „Prometeuszem", że w tworzeniu malarskich fresków nie ma sobie równych w Hollywood. Zawiódł natomiast jako twórca autorskiego kina science fiction.

Zrealizowanymi na przełomie lat 70. i 80. „Obcym" oraz „Łowcą androidów" tak wysoko ustawił w tym gatunku poprzeczkę sobie i następcom, że sprostanie oczekiwaniom widzów i fanów związanym z „Prometeuszem" było niemal niemożliwe, co pokazują niezbyt oszałamiające wyniki finansowe filmu za oceanem.

To jednak nie oznacza, że cykl definitywnie zakończy swój żywot. Najprawdopodobniej za kilka lat jakiś młody reżyser - najpewniej pod[twarda spacja]okiem Ridleya Scotta jako producenta - spróbuje jeszcze raz reaktywować całą serię, dopisując ciąg dalszy do[twarda spacja]tragicznego lotu „Prometeusza". Następne części z pewnością jeszcze przed[twarda spacja]nami.

Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu
Film
Europejskie Nagrody Filmowe: „Emilia Perez” bierze wszystko
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
Harry Potter: The Exhibition – wystawa dla miłośników kultowej serii filmów