I rzeczywiście. W rodzimej kinematografii, którą do purytańskich trudno zaliczyć, gdzie nagością i erotyzmem często szafowano jako ozdobnikiem przyciągającym widzów, kazirodczych relacji brata i siostry dotąd nie pokazano.
To wykraczające poza granice europejskich norm kulturowych uczucie zostało w „Bez wstydu" przedstawione wprost, bez niedomówień. Zachowania pary bohaterów od pierwszego pojawienia się na ekranie sugerują, że ich relacje skrywa jakiś cień, że wykracza ona ponad naturalne, rodzinne więzi. Agnieszka Grochowska w roli Anki, starszej, przyrodniej siostry, przekonująco emanuje erotyzmem. Niestety, partnerujący jej Mateusz Kościukiewicz w roli Tadka, zafascynowanego, niemal popadającego w obsesję na jej punkcie młodszego brata, jest tylko denerwującym szczeniakiem. Jego gra na jednej minie nieznośnie spłaszcza charakter postaci.
Reżyserowi i jego scenarzyście Grzegorzowi Łoszewskiemu nie wystarczyło jednak przełamywanie jednego tabu. Zamiast skupić się na psychologicznym pogłębieniu relacji uczuciowych i zagęszczeniu emocji, zapragnęli rzucić je na szersze tło społeczne. Nie wykorzystali do końca potencjału tkwiącego we wzajemnym uwikłaniu pary bohaterów. Porzucili miłość dla kina społecznie zaangażowanego w najgorszym, zużytym jeszcze w PRL, znaczeniu tego terminu.
Alternatywy dla owej zakazanej miłości poszukali w paralelnych dwóch wątkach: neofaszystowskich subkultur i romskiej mniejszości. Otóż okazuje się, że partnerem seksualnym dziewczyny jest miejscowy polityk-neofaszysta, przywódca bandy ogolonych na łyso „karków". Ich ulubionym zajęciem jest bezkarne atakowanie osiedla miejscowych Romów. Nienawiść do etnicznej mniejszości ukazana jest plakatowo, prostacko, do bólu schematycznie. Kolejny wątek to – dla kontrastu – zaloty młodej, bezkompromisowej Cyganki Irminy do niedomyślającego się jej intencji i niezainteresowanego nią w najmniejszym stopniu Tadka. Brak jego reakcji oznacza dla niej, być może, utratę szansy na uwolnienie się od klanowego prawa nakazującego kobiecie posłuszeństwo.
A to mógł być pomysł na zupełnie inny film.