Bohaterowie „Savages: ponad bezprawiem" są młodzi, przystojni i mieszkają w Kalifornii. Ben jest wrażliwym romantykiem. Chon – twardzielem z psychiką poranioną na wojnie irackiej. Żyją w bajkowym kurorcie LagunaBeach, w pobliżu Miasta Aniołów, ale nie marzą o karierze filmowych gwiazd. Prowadzą swój świetnie prosperujący biznes – hodują najlepszą w całym rejonie marihuanę. Mają też wspólną dziewczynę O, czyli Ophelia. We trójkę czują się szczęśliwi, chcą nawet porzucić Amerykę i przenieść się do jakiegoś raju na dalekiej, słonecznej wyspie. Ich sielanka się kończy, gdy odrzucają propozycję współpracy od wielkiego meksykańskiego kartelu narkotykowego.
Oliver Stone przeniósł na ekran bestsellerową powieść Dona Winslowa, która w 2010 roku trafiła na listę Top Ten „New York Timesa". Jego „Savages: ponad bezprawiem" to kino w stylu Tarantino. Szybkie tempo akcji, błyskotliwe dialogi, ekran ociekający okrucieństwem, bezczelna, otwarta amoralność, która nikogo nie dziwi, stając się normą.
Do tego oczywiście mocni, wyraziści bohaterowie, którzy potrafią widza zaskoczyć. Nadwrażliwiec może zdobyć się na wyjątkową brutalność, bezwzględna szefowa kartelu w gruncie rzeczy jest czułą kobietą gotową dla swojej córki poświęcić wszystko, stróże prawa okazują się skorumpowanymi zdrajcami, zaś politycy na wszystkim pieką własne pieczenie.
Ale są wartości, które w tym świecie bez zasad okażą się czyste: miłość, przyjaźń, lojalność. Jak u Tarantino.
W filmie Olivera Stone'a narratorką jest O, wspólna dziewczyna obu bohaterów, która jednak z góry zaznacza: „To, że opowiadam wam tę historię, nie oznacza, że pod jej koniec jeszcze żyję. To ten rodzaj opowieści, w której sprawy wymykają się spod kontroli". I znów: czy takie zdanie nie mogłoby paść w filmie Tarantino? Albo inne: „Jeśli pozwolisz ludziom myśleć, że jesteś słaby, wcześniej czy później będziesz musiał ich zabić".