Strugi wody spadają na szyby samochodu. „Muszę ci wreszcie coś powiedzieć" – krzyczy mężczyzna do pasażerki. Potem z oddali widzimy budynek myjni. Drzwi powoli suną do góry. Ze środka wybiega kobieta.
To jedna z pierwszych scen „Na zawsze Laurence", filmu o poszukiwaniu własnej tożsamości, miłości, odpowiedzialności. O prawie do inności, ale też cenie, jaką się za nie płaci.
Życiowa rewolucja
W tej myjni Laurence powiedział swojej dziewczynie, że czuje się kobietą. Że męczy się w męskiej skórze i dłużej tak żyć nie może. Frederique przeżywa szok. Ale próbuje zrozumieć. Chce ukochanemu człowiekowi pomóc. Laurence musi przejść specjalną kurację, przyjmowanie hormonów, operacje. Ale przede wszystkim zmierzyć się z otoczeniem. Jest nauczycielem literatury. Gdy przyjdzie na zajęcia w spódnicy, szpilkach i z umalowanymi ustami, jego uczniowie „odmieńca" zaakceptują. Ich rodzice już nie. Laurence zostanie z pracy zwolniony.
„Będziesz mnie ciągle kochać?" – spyta matkę. „Stajesz się kobietą czy idiotą?" – odpowie rodzicielka. Tylko czy ona kiedykolwiek go kochała? A ojciec wykreśli go ze swojego życia całkowicie. Laurence'owi zostanie tylko sztuka: tomik wierszy, który chce wydać, powieść, którą napisze. No i Frederique. Ale ile ona może znieść? Kiedy po głupich uwagach kelnerki puszczają jej nerwy, krzyczy: „Co ty, suko, możesz wiedzieć? Kupiłaś kiedyś swojemu mężczyźnie damską perukę? Bałaś się, czy nie wróci do domu pobity?". A gdzie Frederique ma pogrzebać marzenia o domu, seksie, dziecku?