Gruba kreska to błąd

Ryszard Bugajski o „Układzie zamkniętym", który ma jutro premierę opowiada Barbarze Hollender

Publikacja: 03.04.2013 18:55

30 lat temu zrobił pan „Przesłuchanie", jeden z najmocniejszych polskich filmów o zbrodniach stalinizmu, dzisiaj – „Układ zamknięty" o zwyrodnieniach demokracji.

Czytaj recenzję filmu

Ryszard Bugajski: Tak, tylko że „Przesłuchanie" siedem lat czekało na premierę, a ja zostałem wyrzucony z pracy i musiałem wyemigrować. „Układ zamknięty" wchodzi na ekrany, a jego premiera ma być wydarzeniem. To jest różnica. Pamiętam, jak w 1970 roku, kiedy studiowałem w szkole filmowej, ambasador amerykański zaprezentował nam w Łodzi „Nocnego kowboja" Schlesingera. Film był fantastyczny, ale nas najbardziej zaszokowało, że dyplomata przywozi do komunistycznego państwa dzieło, które portretuje Stany jako potworne miejsce. Pomyślałem wtedy: Ameryka to naprawdę wolny, wspaniały kraj.

Sylwetka Ryszarda Bugajskiego

I dożył pan czasu, kiedy obecność na premierze „Układu zamkniętego" zapowiada prezydent Rzeczypospolitej. A przecież scenariusz filmu wraca do autentycznej, kompromitującej wymiar sprawiedliwości sprawy trzech krakowskich przedsiębiorców aresztowanych w 2003 roku. Wówczas była bardzo głośna, zwłaszcza że przydarzyła się tuż po innych, podobnych, m.in. Romana Kluski.

Ci trzej biznesmeni, inteligentni i bardzo skuteczni, doskonale się poruszali w nowej rzeczywistości. Zmodernizowali zakłady mięsne, odnieśli wielki sukces, a prokuratura razem z urzędem skarbowym postanowiła ich załatwić, czerpiąc z tego korzyści. Siedzieli w areszcie prawie rok, nikt ich nawet porządnie nie przesłuchał. Po zwolnieniu zaskarżyli prokuraturę o niesłuszne aresztowanie i sprawa ciągnęła się przez siedem lat. Wygrali, dostali 10 tys. złotych odszkodowania. A stracili biznesy, mieli zrujnowane rodziny, dziecko jednego z nich przestało mówić, żona innego z nerwów poroniła. W „Układzie zamkniętym" potraktowaliśmy tę historię jako punkt wyjścia. Akcję przenieśliśmy z Krakowa do Gdańska, z zakładów mięsnych zrobiliśmy fabrykę elektroniki, trzech bohaterów zróżnicowaliśmy pod względem wieku i charakteru, ale wiele faktów z tamtej sprawy przenieśliśmy na ekran.

Nie boi się pan, że film może dziś zostać wykorzystany do różnych gier politycznych?

Już się pojawiają pewne naciski. Ta afera zaczęła się za rządów SLD. Potem nastąpiły rządy PiS, a wreszcie PO. Historia bohaterów filmu ciągnęła się od czasów premiera Millera przez Marcinkiewicza i Kaczyńskiego aż do Tuska. Władza przechodziła z rąk do rąk, a ci biznesmeni wciąż byli źle traktowani. Nie stoimy więc po stronie żadnej opcji. Pokazujemy wadę systemu. W 1989 roku został źle zbudowany cały polski wymiar sprawiedliwości.

Reżyser "Układu zamkniętego": Gruba kreska była błędem

Na głównego bohatera, także dzięki kreacji Janusza Gajosa, wyrasta prokurator, który chce doprowadzić fabrykę do bankructwa, by ją przejąć.

Interesuje mnie, dlaczego ten człowiek jest draniem, jak rodzą się zło i poczucie bezkarności. Nakreśliłem jego życiową drogę – od studiów poprzez lata, gdy pracował w zespole szukającym śląskiego wampira, aż do współczesności.

„Układ zamknięty" pokazuje, że ludzie skompromitowani w poprzednim systemie świetnie urządzili się w nowej rzeczywistości.

Gruba kreska wynikała być może z chrześcijańskiej postawy wybaczania wrogowi, ale była błędem. W przeciwieństwie do Niemców czy Czechów Polacy nie rozliczyli się z przeszłością. I dzisiaj, po 25 latach, te sprawy nadal są bolesne. Komunistyczni aparatczycy okopali się, zdobyli majątki. Choć wielu żyje w strachu, że stare grzechy wyjdą na jaw.

Problem w tym, że władza nadal jest bezkarna. Najmocniejszym momentem filmu są napisy końcowe: nikt z ludzi, którzy zniszczyli trzech biznesmenów nie poniósł odpowiedzialności.

Niektórzy nawet awansowali. Młody prawnik, który prowadził sprawę, znalazł się w prokuraturze apelacyjnej.

A co się dzieje z biznesmenami, którzy są pierwowzorami pana bohaterów?

Paweł Rey nie chce słyszeć o zakładaniu nowego biznesu, jest w tym samym punkcie co na początku drogi, udziela porad przedsiębiorcom. Lecha Jeziornego widziałem na naradzie u prezydenta na temat małych i średnich przedsiębiorstw, zrobił doktorat. Trzeci, który w więzieniu przeżył największą traumę, całkowicie odciął się od świata, nie życzy sobie nawet, żeby ujawniać jego nazwisko.

A pan osobiście czuje się zawiedziony? Za „Przesłuchanie" zapłacił pan banicją. Wrócił pan z Kanady w 1997 roku. Czy dzisiejsza Polska jest krajem, o jakim pan marzył?

Po dwudziestu kilku latach demokracji wszystko idzie jak po grudzie, ale z ustroju w ustrój nie przechodzi się łatwo. Lech Wałęsa przytacza opowieść o Mojżeszu, który wyprowadził ludzi z Egiptu i przez 40 lat trzymał ich na pustyni po to, by wymarli ci, którzy urodzili się w niewoli. Do wybudowania nowego państwa potrzeba nowych ludzi. Zmiana mentalności trwa długo.

Dlatego stale przygląda się pan politykom, społeczeństwu, moralności mediów?

To wynika z mojego temperamentu, ale i tradycji rodzinnej. Moi przodkowie ze strony matki walczyli w powstaniach listopadowym i styczniowym. Dziadek ojca był członkiem frakcji rewolucyjnej PPS. Siedział w Cytadeli, był zesłany na Syberię. Ojciec był od 16 roku życia w PPS , brał udział w powstaniu warszawskim, został odznaczony krzyżem Virtuti Militari. Ja nie chcę być politykiem, ale nie jest mi obojętna rzeczywistość, w której żyję.

I stale wierzy pan w siłę kina?

Po obejrzeniu „Przesłuchania" przez organizację partyjną Zespołów Filmowych Wanda Jakubowska powiedziała mi: „Rysiu, ten film nie może być rozpowszechniany, bo ludzie wyjdą na ulicę". Bano się, że sztuka wywoła rewolucję. Ja myślę, że to niemożliwe, ale sądzę, że może się przyczynić do zmiany mentalności społeczeństwa.

Podobno chce pan wrócić do swojego scenariusza o pogromie kieleckim. Po dyskusjach o „Pokłosiu" nie boi się pan tego tematu?

Ciekawi mnie, jaki wpływ wywarły te wydarzenia na sposób myślenia Polaków. Ubrałem historię w kostium miłosnej opowieści między młodym funkcjonariuszem UB a Żydówką. Mój producent rzeczywiście trochę się tematu przestraszył. A ja? Kłopoty to moja specjalność. Nie interesuje mnie robienie filmów sielskich i przyjemnych. Zawsze pakuję się tam, gdzie są kontrowersje.

rozmawiała ?Barbara Hollender

Ryszard Bugajski

Reżyser, pisarz, scenarzysta

Urodził się 27 kwietnia 1943 roku w Warszawie. Studiował filozofię na Uniwersytecie Warszawskim i reżyserię w PWSFTviT w Łodzi. Zaczynał pracę jako twórca filmów dokumentalnych i spektakli telewizyjnych. W 1979 roku zrealizował fabułę „Kobieta i kobieta", a trzy lata później „Przesłuchanie" określone wówczas przez władze jako „najbardziej antykomunistyczny film w historii". Represjonowany, wyemigrował do Kanady, gdzie reżyserował seriale telewizyjne, zrobił też fabułę „Clearcut". Wrócił do Polski w 1997 roku. Tu zrealizował m.in. filmy „Gracze", „Generał Nil", „Układ zamknięty" oraz wiele spektakli Teatru Telewizji. Najgłośniejsze z nich to: „Miś Kolabo", „Niuz", „Śmierć rotmistrza Pileckiego". Ryszard Bugajski jest jednym z nielicznych rodzimych reżyserów, którzy uprawiają kino polityczne, portretują czas transformacji w Polsce po 1989 roku, przyglądają się meandrom współczesnej moralności.

30 lat temu zrobił pan „Przesłuchanie", jeden z najmocniejszych polskich filmów o zbrodniach stalinizmu, dzisiaj – „Układ zamknięty" o zwyrodnieniach demokracji.

Czytaj recenzję filmu

Pozostało 98% artykułu
Film
„28 lat później”. Powrót do pogrążonej w morderczej pandemii Wielkiej Brytanii
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Film
Rekomendacje filmowe: Wchodzenie w życie nigdy nie jest łatwe
Film
Kryzys w polskiej kinematografii. Filmowcy spotkają się z ministrą kultury
Film
Najbardziej oczekiwany serial „Sto lat samotności” doczekał się premiery
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Film
„Emilia Perez” z największą liczbą nominacji do Złotego Globu