Podobno ten znakomity aktor od dawna myślał o tym, by spróbować reżyserskiej profesji. Przeczytawszy scenariusz „Kwartetu", nie wahał się ani chwili. W przeciwieństwie do innych hollywoodzkich gwiazdorów – Clinta Eastwooda, Roberta Redforda, George'a Clooneya – którzy też zajęli się reżyserią, Dustin Hoffman nie ma ambicji podejmowania ważnych problemów społecznych i politycznych.
Debiutanckiemu „Kwartetowi" 75-letni Hoffman dał to, co ma najlepszego: niebywałe umiejętności i doświadczenie aktorskie.
Gwiazdy na emeryturze
„Kwartet" jest adaptacją sztuki Ronalda Harwooda. Zgodnie z tytułem wymaga czwórki aktorów i to najlepszych, wtedy można docenić błyskotliwe dialogi, dowcip i świetnie nakreślone postaci. Dowodem może być polska inscenizacja zrealizowana w 2000 r. w Teatrze Współczesnym w Warszawie, a przeniesiona potem do Teatru TVP. Wyreżyserował ją i zagrał w jednej z ról Zbigniew Zapasiewicz, który zaprosił do kwartetu Maję Komorowską, Zofię Kucównę i Janusza Michałowskiego.
Kwartet Dustina Hoffmana jest nie mniej doborowy. Tworzą go: wielka dama anglojęzycznego kina Maggie Smith, Tom Courtenay, który debiutował pół wieku temu w kultowym filmie brytyjskich, młodych gniewnych – „Samotność długodystansowca" oraz Pauline Collins i Billy Connolly. Każdy z nich błyszczy na ekranie jak w dobrze zestrojonym muzycznym kwartecie, który powinien składać się ze świetnych solistów, potrafiących jednak dostosować się do reguł gry zespołowej.