Po Paryżu czy Nowym Jorku doczekała się swojego filmu Hawana. Dwumilionowe miasto, stolica Kuby. Miejsce, którego mieszkańcy borykają się z wieloma ograniczeniami, jakie nakłada na nich reżim polityczny, a jednak mają w sobie muzykę i wolność.
„7 dni w Hawanie". Od poniedziałku do niedzieli. Żaden z siedmiu reżyserów nie robi filmu o dyktaturze, nie dotyka bezpośrednio polityki, choć przecież w państwie totalitarnym nie można od niej uciec. Nowelki układają się w opowieść o mieście, ale i o artystach. W każdej czuje się inny stosunek do rzeczywistości, inny temperament, inny rodzaj refleksji nad światem.
Los inteligencji
Jest zrozumiałe, że najpełniej pokazał dzisiejszą Hawanę Kubańczyk Juan Carlos Tabio. Jego etiuda „Słodko-gorzki" przynosi diagnozę sytuacji kubańskiej inteligencji, opis nienormalności życia, ale też tęsknot i dramatycznych decyzji młodego pokolenia.
Bohater kubańskiego reżysera jest emerytowanym pułkownikiem, jego żona psychologiem. Elegancko ubrana udziela porad w telewizji, ale w domu dorabia, piekąc torty. Kiedy zaś ciasto nie wychodzi i trzeba zrobić nowe, lamentuje: „Boże, skąd ja teraz wezmę jajka?". Tego dnia rano ich starsza córka nieustannie powtarza: „Mamo, tato, kocham was". „Chora?" – pyta ojciec. O zmroku dziewczyna zadzwoni do domu, płacząc. Za chwilę wsiądzie do małej łodzi, która wypłynie w niebezpieczny rejs ku Florydzie i wolności.
Inaczej patrzy na Hawanę przybysz z zewnątrz, Palestyńczyk Elia Suleiman: – Kiedy dostałem tę propozycję, pomyślałem, że odmówię, bo tak naprawdę nic o Kubie nie wiem – mówi „Rz". – Bałem się, że nieznajomość realiów, języka, mentalności ludzi pokona mnie. Ale pojechałem do Hawany i zafascynował mnie ten projekt. Postanowiłem opowiedzieć o sobie i swojej Kubie. Musiałem być ostrożny, bo jak ja, człowiek kompletnie obcy, mam oceniać świat, którego nie znam? Nie mogłem zrobić panoramy Hawany z lotu ptaka ani sportretować jej z bardzo bliska. Uciekłem więc w opowieść poetycką. Tylko to umiałem zrobić uczciwie.