Po raz pierwszy w historii festiwalu główną nagrodę dostał polski film. Zasłużenie. „Obława” to fascynujący thriller z czasu okupacji, a jednocześnie mądra i gorzka opowieść o piekle wojny, która wszystkich pozbawia niewinności. Strach, śmierć, codzienne obcowanie z gwałtem nikogo nie pozostawiają czystym.
Twórcy „Obławy” unikają jednowymiarowości. Każdy ma tu swoją tajemnicę, drugie dno, słabość, siłę, tragizm. Każdy nosi w sobie rany, bo pociągnięcie za spust karabinu wycelowanego w innego człowieka zostawia w psychice bliznę, niezależnie od tego, po której stronie barykady się walczy. Reżyser Marcin Krzyształowicz nie osądza. Nikt w „Obławie” nie jest bohaterem bez skazy i nikt nie jest odrażającą kanalią.
100 tys. na film nakręcony w Krakowie
– To fascynujący film – mówi „Rz” Udo Kier, juror konkursu międzynarodowego. - Jestem zachwycony jego językiem, rytmem, montażem. Sposobem, w jaki reżyser buduje akcję, dodaje kolejne sceny, wraca do przeszłości. I wielkie wrażenie zrobiła na mnie kreacja Marcina Dorocińskiego. Każda rola składa się z detali. Trzeba wymyślić postać, znaleźć na nią sposób. Kapral z „Obławy” jest złamany przez życie, nieufny. Zauważyłem, jak Dorociński wszystko wącha, nawet chleb. Potem w rozmowie o dziewczynie, która mu się podoba, też mówi, że próbuje poczuć jej zapach. Zapach kobiety. Wspaniały aktor, bardzo chciałbym kiedyś go poznać.
Nagroda dla „Obławy” to 100 tys. dolarów, a także gwarancja, że Polski Instytut Sztuki Filmowej dołoży 1 mln zł do budżetu następnego obrazu laureata, o ile będzie kręcony w Polsce. Dyrektor Instytutu Agnieszka Odorowicz podczas gali zaostrzyła ten warunek:
– Wygrał tytuł polski, więc podwyższamy poprzeczkę i film powinien zostać nakręcony w Krakowie.
Wydaje się jednak, że tegoroczny zwycięzca nie będzie miał z tym kłopotu. Zapowiada, że będzie to opowieść współczesna, utrzymana w znacznie jaśniejszych barwach niż „Obława”.