70 lat kończy dziś Ryszard Bugajski. Wywiad udzielony przez reżysera Barbarze Hollender na początku kwietnia
30 lat temu zrobił pan „Przesłuchanie", jeden z najmocniejszych polskich filmów o zbrodniach stalinizmu, dzisiaj – „Układ zamknięty" o zwyrodnieniach demokracji.
Ryszard Bugajski:
Tak, tylko że „Przesłuchanie" siedem lat czekało na premierę, a ja zostałem wyrzucony z pracy i musiałem wyemigrować. „Układ zamknięty" wchodzi na ekrany, a jego premiera ma być wydarzeniem. To jest różnica. Pamiętam, jak w 1970 roku, kiedy studiowałem w szkole filmowej, ambasador amerykański zaprezentował nam w Łodzi „Nocnego kowboja" Schlesingera. Film był fantastyczny, ale nas najbardziej zaszokowało, że dyplomata przywozi do komunistycznego państwa dzieło, które portretuje Stany jako potworne miejsce. Pomyślałem wtedy: Ameryka to naprawdę wolny, wspaniały kraj.
I dożył pan czasu, kiedy obecność na premierze „Układu zamkniętego" zapowiada prezydent Rzeczypospolitej. A przecież scenariusz filmu wraca do autentycznej, kompromitującej wymiar sprawiedliwości sprawy trzech krakowskich przedsiębiorców aresztowanych w 2003 roku. Wówczas była bardzo głośna, zwłaszcza że przydarzyła się tuż po innych, podobnych, m.in. Romana Kluski.