Film „Drugie oblicze", który w piątek wchodzi na nasze ekrany, to świetny kryminał o rzadkim dziś w kinie sensacyjnym epickim wymiarze. Reżyser Derek Cianfrance, pomysłodawca i główny scenarzysta, oraz jego współpracownicy Ben Coccio i Darius Marder z powodzeniem nawiązali do najlepszych tradycji literatury amerykańskiej spod znaku Faulknera czy Steinbecka.
Realizm życia amerykańskiej prowincji połączyli więc z ponadczasową przypowieścią o ojcowskim dziedzictwie determinującym losy kolejnego pokolenia. Opowiedzieli o korupcji, wyrachowaniu i politycznych ambicjach burzących życie rodzinne.
Akcja osadzona jest w miasteczku Schenectady w stanie Nowy Jork. Jego nazwa oznacza w języku Indian-Irokezów „miejsce za sosnami". I właśnie taki („The Place Beyond the Pines") – dosłowny i metaforyczny – jest oryginalny tytuł filmu. Polski dystrybutor uznał go za zbyt mało komercyjny, stąd zmiana niemająca nic wspólnego z oryginałem.
Na „Drugie oblicze" składają się trzy opowieści połączone postaciami bohaterów, z których każda mogłaby się stać samodzielnym filmem. Dwie rozgrywają się w latach 90. ubiegłego wieku, trzecia – 15 lat później.