„Zaczynając film, byłam czystą, młodą dziewczyną z tysiącami kompleksów, kończąc byłam strzępem człowieka. Schudłam 14 kilogramów. Przeżywałam psychiczny dramat. Wychowana przez siostry urszulanki miałam mentalność zakonnicy i żyłam ze ściśniętymi nogami. Rozkładanie ich na planie w obecności reżysera zniszczyło wszystko, co było we mnie czyste. On z niebywałą złością sączył mi w ucho wulgarne słowa, straszył i obrażał” - tak aktorka Grażyna Długołęcką opowiadała o współpracy z Walerianem Borowczykiem (1923-2006), reżyserem filmu „Dzieje grzechu”.
Borowczyk w odpowiedzi zarzucił aktorce kłamstwo i „nerwicę psychiczną” wynikającą „z niespełnionych w życiu czynów, których domagał się jej popęd płciowy”, a potem napisał książkę pt. „Co myślę, patrząc na rozebraną Polkę”. I dowalił wszystkim: Łódzkiej Filmówce (że jest „pseudoartystyczna”), Wajdzie („nędzny zuchwalec propagujący defetyzm”), Zanussiemu: („mój przyjaciel musi być szczupły, średniego wzrostu i nieprzeciętnie inteligentny. Krzysztof Zanussi nie spełnia tych kryteriów”) oraz wrednym krytykom (których „zżera impotencja i zazdrość”).
Na Festiwalu T-Mobile Nowe Horyzonty (18-28 lipca) odbędzie się retrospektywa twórczości Waleriana Borowczyka, najbardziej osobliwego i niedocenionego u nas polskiego reżysera, o którym
więcej przeczytacie w najnowszym „Przekroju”. Od poniedziałku w kioskach, już w niedzielę od 18 na www.przekroj.pl