Ich pole walki to Internet. Pochodzą ze wszystkich warstw społecznych z całego świata, ale nie mają przywódców, mówią jednym kolektywnym głosem. Reżyser filmu, Brian Knappenberger, przeprowadził szereg wywiadów z liderami opinii, pisarzami, naukowcami, dziennikarzami, jak również z samymi Anonami, którzy wyjątkowo zdecydowali się zrezygnować z anonimowości. Dbają o nią, bo wiedzą, że ich działalność zazwyczaj nie budzi sympatii rządów, polityków i wpływowych korporacji. Jedni nazywają ich terrorystami, inni obrońcami wolności słowa. Świetnie poruszają się po wirtualnej rzeczywistości, lubią ją kreować i sprawdzać swoje umiejętności pokonywaniem kolejnych progów umiejętności. Na przykład włamań na strony, których właściciele weszli z nimi w konflikt.
- Reprezentują chaotyczne oblicze wolności – mówi jedna z badaczek zjawiska. Inni dodają, że są cyberłobuzami. - Może robią rzeczy, które nie zawsze są legalne, ale działają z pobudek etycznych – zauważa zwolennik Anonymous. – Po prostu mają niską tolerancję na kłamstwa ze strony władzy. Ci, co uważają Anonów za łamiących porządek społeczny, ścigają ich i próbują nie tylko zakazać działalności, ale i ukarać. Kilku członków grupy przekonało się o tym na własnej skórze, gdy trafili do więzienia, by odbyć nawet roczne kary pozbawienia wolności. A wszystko zaczęło się od zabawy i strony nihilistycznego forum 4chan, które przede wszystkim było platformą do anonimowej prezentacji absurdalnych, a często niesmacznych żartów.
Przełomem okazały się zdarzenia z lutego 2008 roku, kiedy na stronach Kościoła Scjentologicznego pojawił się materiał z Tomem Cruisem w roli głównej, opowiadającym o swoich niezwykłych możliwościach. Mówił też o tym, że tylko scjentolodzy widząc jakiś wypadek – zdolni są ratować jego ofiary. Niemal natychmiast Anoni udostępnili ów materiał w Internecie w taki sposób, że wyskakiwał na każdej niemal otwieranej stronie. Nie spodobało się to władzom Kościoła, które zaczęły słać pisma grożące pozwami sądowymi. Anoni uznali wówczas, że na taki szantaż nie mogą pozostać obojętnymi. Zablokowali infolinię scjentologów, dobrali się do ich stron i skrzynek mailowych. I w dodatku umówili na protest w realu. Miał się odbyć pod Kościołami Scjentologicznymi w wielu miastach na świecie. Od Berlina poprzez Londyn, Sydney i Los Angeles – przyszły tłumy – w sumie około 10 tysięcy ludzi. Wszyscy w maskach Guya Fawkesa z filmu „V jak Vendetta", które do dziś stanowią znak rozpoznawczy ruchu Anonymous.
- To było wspaniałe – w końcu trafić na swoje plemię – wspomina jeden z członków ruchu. — Spotkanie przyjaciół, którzy wcześniej się nie widzieli, ale śmiali się z tych samych dowcipów. To był kres anonimowości. I choć Anonymous nie liczą się z opinią mediów, to magazyn „Time" uznał ich najbardziej wpływowymi ludźmi 2012 roku... W półtoragodzinnym filmie nie brakuje zaskakujących informacji, a na zachętę napiszę tylko, że jest w nim i polski wątek.