„Grawitację" Cuaron przygotowywał od kilku lat. Krążyły plotki, że będzie to kolejna wizja przyszłości wyczarowana za pomocą techniki 3D. Ale Meksykanin znów zrobił dzieło oryginalne. Nie ma tu gwiezdnych wojen i zastępów obcych. Jest dwoje ludzi walczących z własnymi słabościami. Grana przez Sandrę Bullock dr Ryan Stone odbywa pierwszą podróż kosmiczną. Matt Kowalsky, w którego wciela się George Clooney, dowodzi swoją ostatnią misją. W czasie gdy odbywają kosmiczny spacer, następuje awaria i ich rakieta, razem z pozostałymi członkami załogi, zostaje zniszczona. Dwójka astronautów walczy o przetrwanie, o powrót do domu.
„Grawitacja" jest odwrotnością filmów o zbawianiu Ziemi. Tutaj bohaterowie starają się na ziemię wrócić. Pływają w kosmicznej przestrzeni jak piórka, marząc o tym, by znów poczuć własny ciężar i borykać się z problemami, jakie zostawili na chwilę za sobą.
Cuaron pokazuje walkę człowieka z materią, z naturą, z tym, co najbardziej nieobliczalne i nieodgadnione. Ale też urzeczenie człowieka podbojem kosmosu, technologią, wybijaniem się poza horyzont.
– Przygotowując się do roli, rozmawiałam z astronautami – przyznaje Sandra Bullock. – To fantastyczni ludzie, którzy wyruszają w przestrzeń międzyplanetarną z nieposkromionej ciekawości, odkrywają piękno „nieznanego", a jednocześnie darzą głęboką miłością Ziemię i mają świadomość, jak bardzo ją niszczymy.
Sandra Bullock jest w znakomitej formie, ale największe zainteresowanie wzbudzał na konferencji prasowej George Clooney.
– Od 15 lat szukam dobrych scenariuszy – mówił. – I rzadko znajduję. Ten wydał mi się ciekawy. Clooney, uśmiechnięty, na luzie, jak zwykle nie przestawał żartować. Nie odpowiedział tylko, czy Obama powinien wysłać żołnierzy do Syrii. – No, czekałem na to pytanie – roześmiał się, a prowadząca od razu poprosiła dziennikarzy o następne.