— „Wałęsa" to najtrudniejszy temat, z jakim zmierzyłem się w ciągu swojej 55-letniej kariery — mówił dziś w Wenecji Andrzej Wajda. — Wałęsa jest bohaterem swojego czasu. Cenimy ze scenarzystą Januszem Głowackim to, co zrobił, bo nikt inny tego zrobić nie mógł. Władza socjalistyczna mogła rozmawiać tylko z robotnikami. Na temat pieniędzy. Dopiero potem postulaty rozszerzyły się. I tylko robotnicy mogli stworzyć Solidarność - dodaje Wajda.
— To człowiek prosty, a jednocześnie genialny — tłumaczy Głowacki. — Dokonał rzeczy niezwykłej, po tym, co stało się w Polsce, zaczął walić się komunizm.
Rozmowa z Fallaci, jaka odbyła się w marcu 1981 roku stała się leitmotywem „Wałęsy...". Podobno włoska dziennikarka spędziła wtedy w mieszkaniu Wałęsów dwa dni. Trudne dwa dni, bo oboje nie przypadli sobie do gustu. On nazwał ją „pyskatą, namolną babą", ona uznała go za próżnego, nadętego ignoranta. Ale uszanowała rolę, jaką odegrał w historii świata.
„Wałęsa. Człowiek z nadziei" przypomina paradokument. — Nie mieliśmy wątpliwości, że film się powinien zaczynać się w roku 70., a skończyć 15 listopada 1989 roku, gdy w Kongresie Stanów Zjednoczonych prezydent wygłasza słynne przemówienie, zaczynające się od słów „My, naród" — przyznaje Andrzej Wajda.