Czarno-biała jest również „Papusza" Joanny i Krzysztofa Krauzów. Przyznaję, kocham ten film, wrył mi się w pamięć obraz taboru cygańskiego sunącego przez bezkresne pola i Cyganki wlewającej w wiersze całą swoją duszę. „Papusza", mająca w sobie piękno starych sztychów, jest mądrą opowieścią o cenie, jaką trzeba zapłacić za talent. O kobiecie, której poezja pomagała żyć, ale też stała się jej przekleństwem, sprawiła, że została wykluczona przez własną społeczność. O miłości, cichej, bolesnej, skazanej na porażkę. A wreszcie o ginącym świecie Romów.
Inni wśród nas
Papusza otwiera korowód bohaterów osobnych, innych, wykluczonych. Bo nasze kino jest dzisiaj pełne wrażliwości, reżyserzy pozwalają mówić tym, których głos często przez zgiełk codzienności nie przebija się. Maciej Pieprzyca i Andrzej Jakimowski portretują ludzi wyrzuconych na margines przez chorobę. W „Chce się żyć" Pieprzycy o swoją godność walczy chłopak, który urodził się z porażeniem mózgowym i – sparaliżowany, pozbawiony możliwości słownego kontaktu z otoczeniem – próbuje udowodnić, że nie jest „rośliną". Niewidomi bohaterowie „Imagine" Jakimowskiego uczą się metody echolokacji, by móc porzucić białą laskę, wpisać się w tłum, uciec od współczujących spojrzeń. Za cenę zwiększonego ryzyka zyskać wolność. Oba filmy są bardzo odważne, zrealizowane metodą niemal paradokumentalną, każdy kadr tchnie w nich prawdą.
Poczucie inności towarzyszy gejom szukającym swojego miejsca w mało wciąż tolerancyjnym polskim społeczeństwie. Ludziom takim jak przeraźliwie samotny ksiądz z mazurskiej wsi z filmu Małgośki Szumowskiej „W imię..." czy młody sportowiec z „Płynących wieżowców" Tomasza Wasilewskiego – chłopak próbujący określić własną tożsamość, rozpaczliwie walczący o miłość i prawo do bycia sobą.
W tle filmów Szumowskiej czy Wasilewskiego jest współczesna Polska. Podobnie jak w „Miłości" Sławomira Fabickiego, gdzie punktem wyjścia do poruszającej opowieści o nieumiejętności kochania stała się prawdziwa historia molestowania pracownicy przez burmistrza małego miasta.
Mniej polityki
Najmniej na ekranach kina politycznego, ale też się zdarza. Uprawiają je często zaprawieni w PRL-owskich bojach przedstawiciele starszej generacji twórców. Andrzej Wajda zamknął swój tryptyk „Wałęsą. Człowiekiem z nadziei", Ryszard Bugajski w „Układzie zamkniętym" przeniósł na ekran historię trzech biznesmenów krakowskich, których wykończył urząd skarbowy. Ciekawe i uczciwe spojrzenie wstecz, na socjalistyczną codzienność, można znaleźć w „Bilecie na księżyc". Jacek Bromski pokazał kraj trochę śmieszny, a trochę groźny, pełen korupcji, cwaniactwa, ale i buntu, który kiedyś może wybuchnąć.
No i zawsze można liczyć na Wojciecha Smarzowskiego, który – jak nikt – rozlicza się dziś z polskimi bolączkami. Jego „Drogówka" to rejestr naszych grzechów głównych AD 2013. Przedstawicielka najmłodszej generacji Katarzyna Rosłaniec dorzuciła tu nieudany, ale mocny „Bejbi blues", gdzie dotknęła problemu osamotnienia nastolatków – dzieci, które rodzą dzieci, by mieć „kogoś do kochania".