Atmosfera karlowarskiego festiwalu przypomina wielki festyn. W parku przed hotelem Thermal, gdzie mieszczą się sale kinowe, głośno i tłoczno. Kuracjusze popijający lecznicze wody z dystansem przypatrują się tłumom młodzieży, która w przerwach między projekcjami robi sobie pikniki na trawniku. Ludzie tłoczą się w budach, z których dochodzą zapachy pieczonych na ruszcie kiełbas i karkówek, kukurydzy i czeskich haluszków.
Sprzedawca patrzy ze zdziwieniem: „Herbata? Tu się pije piwo!". Dziewczyny w festiwalowych T-shirtach rozdają dzieciom baloniki. A fani szaleją, kiedy na czerwonym dywanie pojawiają się gwiazdy – Fanny Ardanova, Laura Dernova czy rodzima Anna Geislerova. Najjaśniej jednak świeci w tym roku Mel Gibson, który w czasie uroczystości otwarcia imprezy odebrał Złoty Globus za całokształt twórczości.
Taka decyzja organizatorów była posunięciem odważnym. Gwiazdor „Zabójczej broni" od ośmiu lat ma w Hollywood fatalną opinię. Od 2006 roku przykładnemu do tej pory obywatelowi, katolikowi i ojcu rodziny nieustannie towarzyszą skandale. Rozwód z matką jego siedmiorga dzieci, romans z rosyjską piosenkarką Oksaną Grigoriewą, która oskarżyła go o brutalne fizyczne i psychiczne znęcanie się. Jazda po pijanemu samochodem. Przekleństwa i antysemickie uwagi rzucane policjantowi, który zatrzymał go na szosie. Idiotyczne wypowiedzi w wywiadach na temat Holokaustu. Nieokiełznany język i brak hamulców, by w publicznych rozmowach występować przeciwko ruchom feministycznym i mówić o „czarnuchach".
A do tego interesujący, ale źle przyjęty przez katolików film „Pasja". W Stanach przewrażliwionych na punkcie poprawności politycznej spowodowało to ostracyzm. Gibson przez kilka lat nie stanął przed kamerą. Nie doszła do realizacji kolejna część „Zabójczej broni", upadły różne projekty aktora, a zdarza się i tak, że nie chcą z nim grać koledzy, bojąc się o swoją reputację.