Organizatorzy festiwalu w Karlowych Warach lubią polskie kino. Tutaj nagrody dostawały filmy Krzysztofa Krauzego „Mój Nikifor" i „Papusza" czy „Cześć, Tereska" Roberta Glińskiego, a w głównym konkursie pokazywane były ostatnio m.in.: „Parę osób, mały czas" Andrzeja Barańskiego czy „Matka Teresa od kotów" Pawła Sali.
W tym roku polski film nie walczy o Kryształowy Globus, ale w prestiżowej sekcji „East of the West" odbyła się prapremiera debiutu Grzegorza Jaroszuka „Kebab i Horoskop". Absolwent łódzkiej Filmówki porwał się na gatunek w naszym kinie rzadki – komedię.
– Lubię oglądać dramaty – mówi „Rz" reżyser. – Jednak gdy film daje chwilę uśmiechu i dystansu, czuję ulgę. Może projektuję własne odczucia na innych, ale sądzę, że jest w Polsce miejsce na komedie.
„Horoskop" i „Kebab" to ksywki dwóch cwaniaków-oszustów, którzy podając się za specjalistów od marketingu, trafiają do upadającego sklepu z dywanami. Mają uchronić firmę przed bankructwem, wdrażając „program naprawczy". Jaroszuk z bliska przygląda się swoim bohaterom: zmęczonemu życiem i małżeństwem właścicielowi sklepu, młodej sprzedawczyni, do której wprowadza się zawiedziona matka, samotnej kasjerce, zgryźliwemu sprzątaczowi, elektrykowi bojącemu się wysokiego napięcia.
Opowiada ich historię powoli, bo nikt tu donikąd się nie spieszy. Wszystko zanurzone jest w absurdzie, w humorze rodem z Monty Pythona, w kolejnych obrazach-skeczach odbija się kondycja polskiego społeczeństwa. Trochę tu poezji, mnóstwo dystansu, a śmiech zamiera na ustach. Bo też bohaterowie filmu są zagubieni, pozbawieni perspektyw. Rozpaczliwie szukają uczucia, które stale ich omija.