- Świadomie tworzyła swoją legendę – także po odejściu ze sceny – uważa Louis Bozon, aktor i przyjaciel artystki. – Zależało jej, żeby pamiętano ją taką jak kiedyś.
Kiedy nie mogła już utrzymać swego doskonałego wyglądu, z którego słynęła, zamknęła się w swoim paryskim apartamencie i nie opuszczała go aż do śmierci, czyli przez prawie 15 lat. Nie przestała jednak interesować się życiem poza murami domu – oglądała telewizję, słuchała radia, czytała gazety. Żelazna konsekwencja kobiety o żelaznym charakterze, a przecież gdy miała jeszcze 72 lata, występowała 62 razy w roku...
Jej pokój wyglądał jak wojskowy schron, wszystko znajdowało się w nim w zasięgu ręki – wspominają ci, których dopuszczała do poufałości i pozwalała im odwiedzać siebie. Była ich garstka, tym bardziej, że kapryśna natura Marleny dawała się ludziom we znaki.
- Uważała, że jeśli kogoś chce widywać, to dla niego zaszczyt. Potrafiła dzwonić i dwadzieścia razy, nagrywać się na sekretarkę – wspomina jeden z jej znajomych. – Tyranizowała wszystkich.
Już za życia stała się legendą. Spokojna, piękna, bez cienia uśmiechu z niskim głosem zdolnym poruszyć najbardziej niewrażliwych na kobiece wdzięki, budziła pożądanie nie tylko mężczyzn, ale i kobiet. Wychowana w zamożnej niemieckiej rodzinie otrzymała staranne wykształcenie. Postanowiła, że zostanie aktorką, dostała się do słynnej berlińskiej szkoły aktorskiej Maxa Reinhardta. Wkrótce, jako 21-letnia początkująca aktorka poznała 26-letniego Rudolfa Siebera i zakochała się tak bardzo, że za niego wyszła. Urodziła się im córka. Po dwóch latach zaczęli osobne życie.