Reklama

Dramat bez słów

Skromna „Wyspa kukurydzy” porusza bardziej niż filmy za miliony dolarów.

Aktualizacja: 29.01.2015 23:36 Publikacja: 29.01.2015 19:55

Mariam Buturiszwili w „Wyspie kukurydzy”. Od piątku w kinach

Mariam Buturiszwili w „Wyspie kukurydzy”. Od piątku w kinach

Foto: SOLOPAN

Na oddzielającej Gruzję i Abchazję rzece Inguri każdej wiosny tworzą się małe wysepki z naniesionego przez wodę żwiru. Na tej urodzajnej glebie okoliczni wieśniacy wysiewają zboże i kukurydzę. Mają nadzieję, że uda im się zebrać plony, zanim wzbierający nurt zabierze ich małe pólka.

W „Wyspie kukurydzy" stary Abchaz razem z kilkunastoletnią wnuczką na takim właśnie skrawku lądu pośrodku rzeki buduje prowizoryczną chałupę. Reżyser Giorgi Owaszwili pokazuje walkę, jaką oboje toczą z naturą, by przetrwać.

Wolne tempo filmu wyznaczają wschody słońca, przypływy rzeki, dojrzewania kukurydzy. Kamera pokazuje codzienny znój, próby ujarzmienia groźnej przyrody, chwile wytchnienia. Z ekranu pada zaledwie kilkanaście zdań. Bo i nie ma o czym mówić. Czasem wystarczy rozetrzeć w dłoniach grudkę ziemi, położyć się na polu i spojrzeć w niebo lub z rozpaczą obserwować, jak burza niszczy uprawiane z mozołem rośliny.

Stary człowiek zna to proste życie. Wnuczka się go dopiero uczy. I z dnia na dzień dojrzewa. Przypływa z dziadkiem na wyspę jako dziecko, trzymając w ręku szmacianą lalkę. Ale potem ta lalka pójdzie w kąt. Z dziecka wykluwa się młoda dziewczyna, na którą łakomie patrzą żołnierze patrolujący na łodziach okolicę.

„Wyspa kukurydzy" nie jest bowiem tylko opowieścią o próbie współistnienia z piękną, ale mało przyjazną naturą.  Mamy lata 90., trwa wojna między Abchazją i Gruzją – krajami, które rozpościerają się na dwóch brzegach Inguri.

Reklama
Reklama

Ten zbrojny konflikt przenika i na małą wysepkę. W pobliżu chatki pojawia się ranny dezerter z gruzińskiej armii. Ukrycie go zakłóca neutralność tego skrawka ziemi, wciąga starego człowieka i jego wnuczkę w konflikt, naraża na niebezpieczeństwo. Co jakiś czas na motorówkach podpływają do wysepki żołnierze z karabinami: abchascy, gruzińscy, rosyjscy.

– Chciałem zrobić film o człowieku, który zależy głównie od natury, ale też pokazać jego relacje z innymi ludźmi – mówi Giorgi Owaszwili.

Walka o przetrwanie wśród dzikiej przyrody jest czymś naturalnym. Człowiek twardy, nawykły do trudnego życia, ma szansę ją wygrać. Prawdziwa tragedia zaczyna się wtedy, gdy na wysepkę wdziera się nienawiść. I nie da się jej okiełznać.

„Wyspa kukurydzy" powstała w koprodukcji gruzińsko-francusko-niemiecko-czesko-kazachskiej. Filmowcy zbudowali sztuczną wysepkę, na której mogli się swobodnie poruszać z kamerą, nauczyli się uprawy kukurydzy. Ale reżyser nie ukrywa, że najtrudniejsze było zbieranie budżetu, niewielkiego przecież. Zajęło trzy lata, bo mało kto chciał włożyć pieniądze w tak ryzykowny projekt.

Film Owaszwilego rzeczywiście nie ma potencjału komercyjnego, ale wrażliwego widza wzruszy. To kolejny dowód, jak interesująca jest dziś sztuka filmowa krajów postkomunistycznych. Nie przez przypadek obraz ten zdobył Kryształowy Glob w Karlowych Warach i znalazł się na liczącej zaledwie dziewięć tytułów krótkiej liście oscarowej razem z polską „Idą", estońskimi „Mandarynkami" i rosyjskim „Lewiatanem". Ostatecznie nominacji nie dostał, ale przypomniał, że czasem nie trzeba gigantycznych pieniędzy, wielkich gwiazd i niebotycznej promocji, żeby powiedzieć coś ważnego o człowieku i współczesnym świecie.

Film
Oscary 2026: Krótkie listy ogłoszone. Nie ma „Franza Kafki”
Film
USA: Aktor i reżyser Rob Reiner zamordowany we własnym domu
Film
Nie żyje Peter Greene, Zed z „Pulp Fiction”
Film
Jak zagra Trump w sprawie przejęcia Warner Bros. Discovery przez Netflix?
Film
„Jedna bitwa po drugiej” z 9 nominacjami Złotych Globów. W grze Stone i Roberts
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama