W roli Seppa Blattera wystąpił Tim Roth, znany m.in. z filmów Quentina Tarantino, nominowany do Oscara za drugoplanową rolę w „Rob Royu". Szef FIFA w jego wykonaniu jest obrotnym gościem, który najpierw wybawia organizację z kłopotów finansowych, a następnie przejmuje ster z rąk antypatycznego Joao Havelange'a (Sam Neill).
Zanim jednak do tego dojdzie, na ekranie króluje trzeci prezydent FIFA, Francuz Jules Rimet, który doprowadził do organizacji pierwszych mistrzostw świata (1930). W tej roli Gerard Depardieu, czy może raczej Żerar Depardiejew, jako że aktor ma teraz nową, przybraną ojczyznę.
Właśnie w Rosji i pozostałych krajach Wspólnoty Niepodległych Państw przesłodzony i hagiograficzny film „United Passions" zarobił najwięcej, choć to i tak kropla w morzu kosztów produkcji (ok. 30 mln dolarów), pokrytych głównie przez FIFA.
Film został pokazany widzom podczas ubiegłorocznego festiwalu w Cannes. Nie w konkursie głównym, gdyż – jak uznał dyrektor artystyczny Thierry Frémaux – nie miał odpowiednich walorów, ale na pobliskiej plaży. Jednak nawet Cannes temu dziełu nie pomogło. Film wyświetlono w kilku krajach; wyjątkowo upokarzająca była premiera w USA, zakończona niechlubnym rekordem – podczas pierwszego weekendu film zarobił 918 (!) dolarów w dziesięciu dużych miastach. To najgorszy wynik w historii, do tej pory „rekordzista" pierwszego weekendu miał na koncie 1380 dol.
Tak wyrażone opinie widzów podzielili krytycy. „Blatter i spółka sprawiają, że Kim Dzong Un wygląda na skromnego" – pisał „London Evening Standard", a „Hollywood Reporter" dodał, że dzieło ma dramaturgię prezentacji w PowerPoint.