Rzeź wołyńska w 1943 roku. Trzeba mieć wielką odwagę, żeby porwać się na taki temat. Ale Wojciechowi Smarzowskiemu odwagi nie brakuje. To artysta, który zawsze mówił w swoich filmach o Polsce. Mądrze, bez podlizywania się publiczności i taryfy ulgowej. Tego wymaga poważny stosunek do własnego kraju. A dla Smarzowskiego też do zawodu. „Dla błahych opowiastek nie chciałoby mi się wyciągać kamery z robura" – powiedział mi kiedyś. „Wesele", „Dom zły", „Róża", „Drogówka", „Pod Mocnym Aniołem" to obrazy ostre, bolesne, zmuszające widza do uczciwego przyjrzenia się rzeczywistości, historii, sobie. Za dwa dni wchodzi na ekrany „Wołyń".
– Robiąc „Różę", obiecałem sobie, że nigdy więcej nie będę kręcił filmów historycznych – mówi Wojciech Smarzowski. – Bo u nas nie ma pieniędzy na takie kino, a widzowie nie chcą oglądać czołgów z tektury. Ale „Różę" wiele osób fantastycznie odebrało. Nie chodzi nawet o to, co mówili, lecz jak milczeli. Pomyślałem, że może jednak... I wtedy wpadły mi w ręce relacje Polaków ocalałych z rzezi na Kresach Wschodnich.
Smarzowski pracował nad scenariuszem „Wołynia" kilka lat. Czytał dziesiątki wspomnień i opracowań. Ważny okazał się też zbiór opowiadań „Nienawiść".
– Jego autor Stanisław Srokowski stał się moim pierwszym nauczycielem tych wydarzeń – twierdzi reżyser. – Zaczynając od tego, żeby nie nazywać ich rzezią wołyńską, bo na Wołyniu zginęło ok. 60 tysięcy Polaków, a w pozostałych województwach kresowych znacznie więcej.
Na początku – cytat z Jana Zaleskiego, filologa, który dzieciństwo spędził w Monasterzyskach na dzisiejszej Ukrainie: „Kresowian zabito dwa razy. Raz siekierami. Drugi raz przez przemilczenie". Paweł Smoleński napisał, że za tym zdaniem kryje się fałsz. Od blisko 20 lat ukazują się książki o zbrodni wołyńskiej, konsultantka filmu za swoje prace dostała nagrodę IPN, a w 1995 roku na łamach „GW" odbyła się dyskusja o Wołyniu, w której wzięło udział kilkudziesięciu autorów. Ale w świadomości społecznej wydarzenia na kresach w 1943 roku niemal nie istnieją. Po premierze filmu Smarzowskiego to się zmieni. Bo kino ma wielką siłę. Dlatego podjęcie tego tematu to już nie tylko odwaga. Także odpowiedzialność.