Podczas EFNI Wiosna m.in. prowadziła pani debatę „Jak obywatele, biznes i rynek pracy mogą odnaleźć się w niestabilnym świecie?”. Ten tytuł obejmuje kluczowe strony naszego życia w obecnej sytuacji. Pozostańmy przy sprawach gospodarczych: w kwestii niestabilności mamy np. zainicjowane za oceanem zmiany geopolityczne z zaledwie ostatnich kilkunastu tygodni, które burzą budowany mozolnie od dekad – zresztą przez USA – porządek świata. Jak takie otoczenie wpływa na prowadzenie biznesu?
Ten wpływ można określić jako zdecydowanie dynamizujący – i nie jest to pozytywne zjawisko. Głównym wyzwaniem jest tu niepewność: nie wiadomo, czy to, co się wydarzyło, jest docelowym efektem zamierzonych działań prezydencji amerykańskiej, czy też stanowi jedynie etap szerszego procesu i powinniśmy być przygotowani na kolejne. Myślę, że nie zakładano jednak, że prezydent Trump będzie realizował swoje zapowiedzi, i to tak szybko.
Co to oznacza dla biznesu? Trudno się prowadzi działania gospodarcze w niestabilnej sytuacji, a teraz jest ona nieprzewidywalna. Pojawiły się cła. Najpierw dość wyważone – jeżeli w ogóle można tak je określić, ale nie szokujące. Minęło niewiele czasu i pojawiły się bardzo wysokie cła dla poszczególnych graczy globalnych, w tym dla Unii Europejskiej. I tak samo szybko jak się pojawiły, zostały zawieszone – choć nie całkowicie. To powoduje nie tylko brak przewidywalności – bo w gospodarce zawsze musimy się liczyć z zakłóceniami czy wydarzeniami nagłymi – ale także brak bazy, którą mieliśmy do tej pory. Teraz trzeba być przygotowanym na każdy scenariusz. To niewątpliwie działa destabilizująco.
Wyjątkową huśtawkę związaną z cłami mieliśmy w przypadku zaawansowanych wyrobów elektronicznych z Chin. Wcześniej było tąpnięcie na amerykańskich giełdach, gdy Chińczycy zaprezentowali o wiele bardziej efektywny i znacznie tańszy model sztucznej inteligencji. Te wydarzenia pokazują, że nowe technologie mają przełożenie na realny świat, a ich zastosowanie – także na codzienne prowadzenie biznesu. Korporacje wiedzą to od dawna, ale ciągłe badania MŚP, a więc tych firm najważniejszych dla gospodarki, pokazują pewien sceptycyzm. Jak małe i średnie firmy przekonać, że technologie to nie tylko koszt?
To jak zawsze jest proces. Małe i średnie firmy mają tę trudność, że koszt ewentualnej adaptacji do nowego świata technologicznego jest dla nich potencjalnie wyższy niż dla tych większych. W małych i średnich przedsiębiorstwach kapitał na aktywność niezwiązaną bezpośrednio z działalnością podstawową jest zwykle ograniczony. Może więc pojawić się dylemat: czy adaptację do świata technologicznego, aktywne korzystanie z już istniejących rozwiązań czy nawet częściowe wprowadzanie ich do działalności podstawowej można przeprowadzać powoli lub opóźniać, czy jednak aktywnie podążać za rozwojem technologicznym.
Nie ma jednej recepty. Ale faktem jest, że firmy, które zdecydują się na niekorzystanie z tych rozwiązań, będą tracić rynek szybciej niż pozostałe. To, w jaki sposób zaadaptujemy naszą działalność do dynamicznie zmieniającego się technologicznego świata, zależy od tego, jaką jesteśmy organizacją, na co możemy sobie pozwolić, jak możemy te koszty rozplanować. Ale już widać, że nie można rezygnować, bo wtedy zostaje się w tyle jednego z najbardziej dynamicznych i znaczących skoków technologicznych – podczas gdy pozostała część świata przestawia się na korzystanie z pojawiających się narzędzi. Ci, którzy nie będą korzystać z technologii, zostaną w tyle. I to – w różnej skali i różnym tempie – dotyczy każdej branży. Dziś do podstawowych zadań menedżera należy pozostawanie na bieżąco z tym, co oferują firmy technologiczne, ocena przydatności tych rozwiązań dla danego biznesu i tego, czy, w jakiej skali i w jakim czasie pozwolą na wzrost produktywności, który stanowi o konkurencyjności. A konkurencyjność jest obecnie wyzwaniem zarówno dla Polski, jak i całej Unii Europejskiej.