Co wiem na pewno? Że nazywam się Michał Zieliński, mieszkam w Polsce (adres niewątpliwie znany jest odpowiednim służbom) i legitymuję się dokumentami o numerach…
Dużo więcej nie wiem. Na przykład nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, jaki jest w Polsce wiek emerytalny. To znaczy, jeszcze przed kilkoma miesiącami wiedziałem, że wiek ten – poza wymienionymi w stosownych ustawach wyjątkami – wynosi 60 lat dla kobiet i 65 lat dla mężczyzn. Po słynnym jesiennym wyroku Trybunału Konstytucyjnego o dyskryminacji emerytalnej mężczyzn wiedza moja uległa głębokiej przemianie.
Okazało się bowiem, że wiek emerytalny w Polsce wynosi zarówno dla kobiet, jak i mężczyzn (poza stosownymi wyjątkami) 60 lat. Co przy tym ciekawe, jeśli 60-letni mężczyzna chce uzyskać emeryturę, nie wystarczy, że złoży papiery do ZUS. Musi jeszcze wygrać sprawę w sądzie. I ma na to mało czasu, bo Ministerstwo Pracy zamierza szybko, jeszcze w pierwszej połowie przyszłego roku, znowelizować ustawę i odebrać mężczyznom prawo do przechodzenia na emeryturę między 60. a 65. rokiem życia.
Jaka to będzie nowelizacja, nie wiem. Wydaje mi się, że w ogóle nie jest możliwa. Jednakowe potraktowanie kobiet i mężczyzn wymaga bowiem, aby dla obydwu płci ustalić jednakowy wiek emerytalny. Jeżeli jednak uczyni się to na poziomie 65 lat, będzie to jawne skrzywdzenie kobiet, które zdemolują ZUS, Sejm i parę jeszcze innych instytucji. Jeśli natomiast wspólną granicą wieku będzie 60 lat, rozwiązania takiego nie wytrzyma ZUS i Skarb Państwa.
Dlatego przypuszczam, że władza zdecyduje się na rozwiązanie podobne do zakwestionowanego przez Trybunał Konstytucyjny, czyli podwyższy wiek emerytalny mężczyzn z 60 do 65 lat. Taka nowelizacja stworzy niezwykle oryginalną sytuację faktyczną i zadziwiający stan prawny.