Ostateczne porozumienie w tej sprawie zawarli wczoraj ministrowie rolnictwa i rybołówstwa UE na spotkaniu w Luksemburgu. Potwierdzili formalnie szczegóły wynegocjowane wcześniej przez Komisję Europejską i Polskę.

Nasz kraj został ukarany za nielegalne połowy na wschodnim Bałtyku. Mimo wprowadzonego w lipcu 2007 r. zakazu, kutry wypływały w morze i łowiły dorsza. Bruksela oszacowała skalę przełowień na 8 tys. ton, co stanowiło 40 proc. kwoty przyznanej nam na 2007 r. I dokładnie tyle – 8 tys. ton – zostanie nam odjęte od limitów połowowych na kolejne cztery lata. W 2008 r. redukcja wyniesie 800 ton, w kolejnych trzech latach – po 2,4 tys. ton.

Polscy negocjatorzy przyznawali, że kara nie jest sroga. Tak naprawdę Komisja zrobiła minimum: odjęła od przyszłych kwot to, co faktycznie przełowiono, nie nakładając dodatkowych restrykcji. Zgodziła się też na rozłożenie redukcji na cztery lata, choć teoretycznie mogła zażądać zwrotu tylko w 2008 r. A musiała się zmierzyć z krytyką ze strony innych państw akwenu Morza Bałtyckiego, np. Danii, które od miesięcy atakowały Polskę za łamanie unijnego prawa.

Unijne kwoty połowowe są głównym instrumentem kontrolowania zasobów ryb w akwenach Wspólnoty. Ustalane co roku dla poszczególnych regionów mórz i dzielone na państwa członkowskie, zawsze budzą kontrowersje. Rybacy – nie tylko polscy – narzekają, że są zbyt niskie. Na przykład tegoroczna kwota dorsza w Polsce już jest w 60 proc. wykorzystana. Natomiast naukowcy przekonują, że w niektórych przypadkach zbyt wysokie kwoty mogą nawet grozić wyginięciem poszczególnych gatunków ryb.