23-letnia Magda wyjechała do Londynu przed rokiem. W Polsce zostawiła nudną pracę w banku i studia zaoczne. W Anglii pracuje w magazynie i studiuje. Początkowo liczyła, że zostanie tam kilka lat, zrobi dyplom , zarobi na mieszkanie, ale teraz widzi, że na dorobienie się raczej nie ma szans. Zastanawia się, czy wracać do kraju, czy pojechać gdzieś dalej.
Zdaniem Kajetana Słoniny, dyrektora zarządzającego agencji zatrudnienia Active Plus, przed takim dylematem staje coraz większa część Polaków pracujących w Wielkiej Brytanii i w Holandii. Zniechęca ich nie tylko słabnący wobec złotego brytyjski funt, ale i perspektywa podwyżki podatku z 10 do 20 proc. Jak niedawno oceniał brytyjski Institute for Public Policy Research, Wielką Brytanię mogła już opuścić nawet połowa z prawie miliona polskich emigrantów, którzy zjawili się tam po 2004 r.
Czy to oznacza, że polscy pracownicy wrócą do kraju? Część pewnie tak. Na nich liczy właśnie wielu krajowych pracodawców (zwłaszcza tych w budownictwie) i do nich chcą teraz dotrzeć agencje zatrudnienia. – Chcielibyśmy zagospodarować pracowników, którzy wracają do Polski – mówi Kajetan Słonina. Jak jednak zauważa, coraz większa część pracujących za granicą Polaków porównuje teraz warunki pracy, a przede wszystkim wynagrodzenia w różnych krajach.
Zdaniem szefa Active Plus prawdziwym hitem wśród polskich pracowników stała się teraz Skandynawia, gdzie średnie stawki wynoszą 14 – 28 euro za godzinę i są dwukrotnie wyższe niż np. w Holandii (8 – 14 euro). Pracowników z zagranicy, w tym z Polski, kuszą Norwegia i Dania, która zachęca ich dodatkowo możliwością odliczania od dochodu kosztów podróży do kraju.
– Pracownikom wykwalifikowanym duńskie firmy oferują nawet 30 euro brutto za godzinę. Dodatkowo warunki zatrudnienia są ściśle regulowane przez związki zawodowe, dzięki czemu pracownicy mogą liczyć na ochronę swych interesów – podkreśla Leszek Wierzchoń, specjalista ds. rekrutacji zagranicznych w Active Plus.