W środę Bogumiła i Hanes Oskarsson oglądali telewizję w swoim domu w Isafjordur. Mżyło, wiatr rozpychał łodzie w porcie. W powietrzu cztery stopnie, niebo pokryły chmury. Niby zwykły październik w islandzkim mieście za kręgiem polarnym.
W czwartek do szpitala trafił – z powodów kardiologicznych – prezydent Olafur Ragnar Grimsson, zaprzysiężony na czwartą kadencję 2 sierpnia. Na giełdzie w Reykjaviku wstrzymano handel akcjami w związku z „niezwykłą sytuacją rynkową”. Przerwa potrwa do poniedziałku. Islandzka giełda jest zdominowana przez banki, a te zainfekował amerykański wirus.
Dzień wcześniej w dzienniku podali, że trzecia osoba popełniła samobójstwo, bo prawdopodobnie straciła oszczędności życia. – Ludzie są tym kryzysem załamani. Ciągle ze sobą rozmawiają, śledzą telewizję, radio, gazety. Nabrali pożyczek, kredytów, teraz nie wiedzą, co robić. Nasz sąsiad grał na giełdzie. Stracił połowę oszczędności, więc flagę przed domem opuścił do połowy, jak u nas na czas żałoby – opowiada Bogumiła Oskarsson.
Bogumiła wyszła za mąż za Hanesa w latach 90. Teraz jest na rencie. Przez lata pracowała w fabrykach ryb m.in. w Isafjordur, trzytysięcznej stolicy regionu Fiordy Zachodniej. To leżąca za kręgiem polarnym najmniej ludna część wyspy.
[srodtytul]Wygrane wojny dorszowe[/srodtytul]