Dobry obraz jak sztabka złota

Rozmowa z Piotrem Dmochowskim, kolekcjonerem sztuki z Paryża

Publikacja: 04.06.2009 01:10

Piotr Dmochowski

Piotr Dmochowski

Foto: Fotorzepa, Darek Golik DG Darek Golik

[b]Rz: Od 1980 roku jest pan adwokatem w Paryżu. Udało się panu zainteresować świat sztuką Zdzisława Beksińskiego. Wydał pan albumy malarza, zorganizował mu pan ważne wystawy, z powodzeniem sprzedawał pan jego obrazy. Jakie podstawowe kryteria powinno spełniać dzieło sztuki kupowane na inwestycję?[/b]

Piotr Dmochowski: Ważne jest „nazwisko” artysty. Musi być sprzedawany przez wiele galerii i musi się łatwo sprzedawać. Wtedy jest wyższe prawdopodobieństwo, że ktoś od nas odkupi obraz. Chodzi o to, żeby obraz można było odsprzedać tak łatwo jak sztabkę złota, na którą znajdziemy chętnych nawet w głębokim kryzysie gospodarczym.

Malarz powinien mieć też ustalone ceny. Na świecie wiadomo, że prace danego artysty o określonych wymiarach, pochodzące z danego okresu, kupowane są w określonym przedziale cenowym. Nie ma tak, że właściciel obrazu strzela dowolną cenę i dom aukcyjny na nią się godzi tylko po to, żeby zdobyć towar.

Jeśli sam autor nie żyje, muszą istnieć wiarygodni eksperci od autentyczności jego prac. Ważna jest oczywiście uroda obrazu.

[b]Zanim powiemy o falsyfikatach, zapytam, czy można przewidzieć, że coś podrożeje?[/b]

Dzieła niejako automatycznie drożeją z chwilą śmierci artysty. Wpływ na ceny może mieć ważna monografia. Tak samo wysokie notowania na prestiżowych aukcjach. Dlatego marszandzi, żeby wywindować ceny, wstawiają prace swoich malarzy na aukcje i sami je od siebie odkupują, aby tylko w katalogach wydrukowano wysokie ceny. Takie gry cenowe, w porozumieniu z domami aukcyjnymi, prowadzą zachodni marszandzi. To wymaga kosztów, ale to normalna praktyka każdego marszanda na świecie.

[b]Żaden uczciwy sprzedawca nie da gwarancji, że za 10 – 20 lat istotnie podrożeje akurat ten nurt w sztuce.[/b]

Oczywiście nie ma takiej gwarancji! Natomiast dzieła popularnych artystów łatwiej sprzedać niż prace zupełnie nieznanego malarza.

[b]Łatwo sobie wyobrazić sytuację, że spełnione są podstawowe warunki wzrostu cen, o jakich mówimy, a obrazy nie budzą zainteresowania rynkowego. Musi jeszcze nastąpić jakiś nieprzewidywalny impuls, rodzaj cudu?[/b]

Nie jesteśmy w stanie tego zaplanować, że pozytywną reakcję rynku wywołają np. ważna książka czy artykuł o artyście. W żadnej dziedzinie inwestowania nie ma do końca pewności, że inwestycja się opłaci. Można to prześledzić choćby na przykładzie spekulacji cenami ropy. Jeśli marszand mówi, żeby kupować obrazy danego malarza, a na pewno się na nich zarobi, to jest lipa! Takiej gwarancji nie ma. Gdyby taka gwarancja istniała, to doświadczeni marszandzi z zasady byliby milionerami...

[b]Jakie przeszkody napotkał pan w kreowaniu pozycji rynkowej Beksińskiego?[/b]

Sukcesy i porażki opisałem w wydanej w 1996 roku książce „Zmagania o Beksińskiego”. Artysta był hermetyczny, nie był towarzyski, nie znał języków obcych. Przez to jako jego marszand i mecenas nie mogłem mu w Paryżu stworzyć kręgu wpływowych przyjaciół, którzy by go popierali we Francji i na świecie. Przede wszystkim mieszkał w Polsce, był niedostępny, a poważni nabywcy obrazów chcą mieć bezpośredni kontakt z autorem, chcą z nim rozmawiać, bywać u niego w pracowni, zapraszać go na przyjęcia. Z Beksińskim przez lata utrudniony był nawet kontakt telefoniczny. Jego obrazy straszyły treścią i formą, co też ma wpływ na pozycję rynkową.

[b]Całkowitym przypadkiem było to, że w życiu malarza pojawił się ktoś taki jak pan, kto stworzył jego wysoką pozycje rynkową.[/b]

[wyimek]130 tys. zł kosztuje dobry obraz Zdzisława Beksińskiego[/wyimek]

Uważam, że najważniejsze w życiu to spotkać odpowiedniego człowieka we właściwym momencie. Kiedyś byłem takim ważnym człowiekiem dla kariery Beksińskiego, ale już nie jestem, bo nie bywam na ważnych przyjęciach, a marszand nieustannie powinien ściskać ręce modnych lub wpływowych osób, powinien im stawiać obiady. W 1983 roku po prostu zatelefonowałem do Beksińskiego i powiedziałem: „Widziałem w gazetach pana prace, czy mógłbym je zobaczyć bezpośrednio?”. Przypadkiem szczęśliwie się złożyło, że przyjął mnie.

[b]Nie szukał pan wspólników?[/b]

Szukałem, ale bezskutecznie. Wszyscy mówili: „Nie zainwestuję pieniędzy, bo to – owszem – wielkie malarstwo, ale straszne. Tego się nie sprzeda!”. Jeden z poważnych francuskich marszandów, którego zachęcałem do współpracy, poradził, żebym pozbył się tych obrazów, bo to blokuje moje środki obrotowe. Nikt nie mógł przewidzieć, że będę wytrwały i nie dam za wygraną.

[b]Podsumujmy, jaką pozycje rynkową zajmuje Beksiński?[/b]

Wybitną pozycję ma w Polsce. Bardzo dobre obrazy na aukcjach sprzedają się za ponad 100 tys. zł. Wymknął mi się obraz, który poszedł za 135 tys. zł. Metalowe reliefy są być może mało atrakcyjne dla zwykłego widza, ale krytyka uznała, że to był szczyt talentu Beksińskiego i one mają wyższe ceny niż najlepsze obrazy. Na rynku funkcjonuje wiele słabszych obrazów, ale malarze nie zawsze tworzą arcydzieła. Mają one ceny od 60 do 80 tys. zł.

[wyimek]Przy zakupach na inwestycję warto zweryfikować wcześniejsze ekspertyzy autentyczności[/wyimek]

Beksiński częściowo istnieje na rynku w Nowym Jorku, gdzie jest silna Polonia, która zakupiła sporo jego obrazów. To są dwa miejsca, gdzie na pewno jest dostrzegany przez rynek. Istnieje też na świecie dzięki mojej internetowej stronie ([link=www.dmochowskigallery.net]www.dmochowskigallery.net[/link]), na którą średnio dziennie wchodzi ok. 150 osób z całego świata, np. z Japonii lub Rosji.

[b]Nikt z Rosji nie wystąpił z inicjatywą, że zrobi za swoje pieniądze wystawę w Moskwie, co mogłoby wpłynąć na wzrost cen?[/b]

Nikt nigdy nie dołożył się do wystawy Beksińskiego. Jeśli sam nie wyłożyłem pieniędzy, to wystawy nie było.

[b]Co jeszcze może wpłynąć na ceny tej sztuki?[/b]

Gdybym miał pieniądze i mógł wznieść budynek muzeum, to byłby to krok we właściwym kierunku. Pozytywne dla pozycji rynkowej Beksińskiego było powstanie muzeów w Częstochowie czy w Sanoku.

[b]Muzeum w Częstochowie powstało pana staraniem.[/b]

W Częstochowie w depozycie jest 50 obrazów i 100 rysunków.

[b]Dlaczego w Polsce jest tak mało kolekcjonerów sztuki? Przez 20 lat nie powstały prywatne muzea, nikt nie chce przejść do wieczności?[/b]

To jeszcze nie ten etap społecznego rozwoju. Bogaci nie mieli okazji, żeby wyrobić sobie pozytywne zdanie o sztuce. Jeszcze są na etapie kupowania jachtów i luksusowych aut. Chętnie założyłbym muzeum Beksińskiego. Mam najlepsze obrazy ze wszystkich etapów twórczości artysty. Mam ogromną dokumentację, ale nie mam pieniędzy na postawienie budynku. Stale kupuję najlepsze prace Beksińskiego. Mam też ogromną kolekcję innych twórców, np. bułgarskiego artysty Swetlina Ruseva, którego twórczość uwielbiam. Mam rzadkie olejne prace Starowieyskiego. Mam co najmniej 20 obrazów Michela Henricota.

[b]Na koniec zapytam, czy na rynku są falsyfikaty Beksińskiego?[/b]

Są, i to na niskim poziomie wykonania. Fałszerze nie znają nawet prawdziwego podpisu Beksińskiego. Nie wiedzą, że inaczej podpisywał obrazy, a inaczej rysunki – różnie w różnych okresach swej twórczości. Fałszerzy jest pełno i coraz więcej, bo sztuka współczesna drożeje. Średniej jakości autentyk Beksińskiego kosztuje ok. 60 – 80 tys., a wybitny obraz ok. 130 tys. zł. Falsyfikaty Beksińskiego krążą w Polsce i na świecie.

[b]Z myślą o kim fałszerze produkują tandetę?[/b]

Wolny handel obrazami w Polsce zaczął się niedawno, bo zaledwie 20 lat temu. Nie ma specjalistów. Zwracają się do mnie renomowane antykwariaty o ekspertyzy tak strasznie tandetnie podrobionych obrazów. Złośliwie powiedziałem: macie dobrych ekspertów, skoro w ogóle zastanawiacie się, czy coś takiego to autentyk... Nie ma wyspecjalizowanych ekspertów od nurtów czy konkretnych malarzy. Nie da rady być ekspertem od wszystkiego. Nie ma też ustalonych cen.

Na prośbę warszawskiego domu aukcyjnego jak zawsze bezinteresownie stwierdziłem, że proponowany im obraz to falsyfikat. Właściciel kupił go na aukcji w Niemczech. Taki obraz ma dokumenty zakupu w zachodnim antykwariacie, więc stwarza pozory, że jego autentyczność badał fachowiec.

[b]Jeśli kupuję obraz, a on ma dokumenty zakupu z jakiegoś domu aukcyjnego, to mimo wszystko powinienem wykazać czujność i zweryfikować autentyczność?[/b]

Ogromną czujność! Klienci dojrzałych zachodnich rynków o tym wiedzą. W Polsce to nadal nowość. Zwłaszcza przy zakupach na inwestycję warto zweryfikować wcześniejsze ekspertyzy autentyczności, szczególnie wystawione przez niespecjalistów.

[i]rozmawiał Janusz Miliszkiewicz[/i]

[b]Rz: Od 1980 roku jest pan adwokatem w Paryżu. Udało się panu zainteresować świat sztuką Zdzisława Beksińskiego. Wydał pan albumy malarza, zorganizował mu pan ważne wystawy, z powodzeniem sprzedawał pan jego obrazy. Jakie podstawowe kryteria powinno spełniać dzieło sztuki kupowane na inwestycję?[/b]

Piotr Dmochowski: Ważne jest „nazwisko” artysty. Musi być sprzedawany przez wiele galerii i musi się łatwo sprzedawać. Wtedy jest wyższe prawdopodobieństwo, że ktoś od nas odkupi obraz. Chodzi o to, żeby obraz można było odsprzedać tak łatwo jak sztabkę złota, na którą znajdziemy chętnych nawet w głębokim kryzysie gospodarczym.

Pozostało 93% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy