Skupiający największe firmy WIG20 zyskał 0,61 proc., kończąc dzień na poziomie 2373,3 pkt. Szeroki WIG wzrósł o równe 0,5 proc. i wyniósł na zamknięciu 39 879,92 pkt. W obu wypadkach wzrost jest głównie efektem fixingu - po zakończeniu fazy notowań ciągłych indeksy zyskiwały bowiem jedynie setne części procent. Obroty akcjami wyniosły 1,3 mld zł, czyli nie były zbyt wysokie.

O tym, że w giełdowym handlu zbliża się dzień przerwy, świadczyły ostatnie godziny notowań. W ich trakcie działo się niewiele, a na indeksy niczym magnes działał poziom zamknięć z poniedziałku. Widać było, że inwestorów zadowoli utrzymanie status quo.

Sytuacja zmieniała się dość dynamicznie jedynie w pierwszych godzinach handlu. Indeksy zaczęły je od spadków o kilka dziesiątych procent, które jednak szybko odrobiły i wyszły wyraźnie nad kreskę. Przed 11.00 oba główne indeksy zyskiwały już po ponad 1 proc., a WIG na chwilę przebił nawet poziom 40 tys. pkt. Miał już więc na wyciągnięcie ręki najwyższy w tym roku poziom 40 298 pkt, osiągnięty w trakcie sesji 23 października.

Kupowaniu akcji w godzinach porannych sprzyjały opublikowane wcześniej wyniki dużych spółek. O większych od prognozowanych zyskach (choć mniejszych niż przed rokiem) poinformowały dziś przede wszystkim banki: ING Bank Śląski i Pekao, które utworzyły mniejsze od oczekiwań rezerwy na złe kredyty. Dobre informacje miały też dla swoich udziałowców Agora i największy deweloper, J.W. Construction. Papiery wszystkich tych spółek rosły w trakcie sesji nawet po kilka procent.

O wspomnianej 11.00 źle na naszą giełdę podziałała publikacja gorszego od prognoz ekonomistów odczytu indeksu niemieckiego instytutu ZEW. Po tym fakcie nastroje załamały się na wielu rynkach naszego kontynentu. ZEW, który mierzy oczekiwania inwestorów w Niemczech wobec tamtejszej gospodarki, spadł już drugi miesiąc z rzędu, co może zapowiadać problemy z dalszą poprawą koniunktury za Odrą. Ostatecznie indeksy giełd w Europie w momencie zamknięcia na GPW także znajdowały się jednak na plusie.