Realizacja zysków rozpoczęła się w Warszawie z samego rana. Główne indeksy spadły wtedy o 0,5 proc. (WIG20) i o 0,3 proc. (WIG). Zachowywały się wtenczas gorzej niż wskaźniki na rynkach zachodnich, które przebywały przez chwilę nawet nad kreską. Na Zachodzie w końcu też jednak zaczęła się wyprzedaż, i to nawet silniejsza niż w Warszawie. Sprawiła ona, że skala spadków na naszej giełdzie już około południa wzrosła do 0,8 proc., a po kiepskim otwarciu w USA do blisko 1,5 proc.
Cześć regionalnych i zachodnich indeksów traciła w tym czasie jednak jeszcze więcej.
Ostatecznie indeks dwudziestu naszych największych spółek stracił 1 proc., a indeks szerokiego rynku 0,9 proc. Nastąpiło to przy obrotach akcjami wynoszących 1,64 mld zł.
Dzisiejsze dość nagłe pogorszenie nastrojów - wielomiesięczne rekordy biły w ostatnich dniach indeksy wielu rynków, zwłaszcza rozwiniętych - to efekt przede wszystkim dwóch czynników. Jeden z nich stanowiły słabsze od oczekiwań wyniki za ostatni kwartał największego amerykańskiego producenta aluminium, koncernu Alcoa, który opublikował je tradycyjnie jako pierwsza spółka z prestiżowego indeksu Dow Jones. Drugi z czynników to natomiast kolejny element zacieśniania polityki pieniężnej w Chinach - zwiększenie stopy rezerw obowiązkowych dla banków, o czym poinformował dziś chiński bank centralny.
Słabe wyniki Alcoa mogły nadszarpnąć wiarą w bardzo wyraźną poprawę rezultatów amerykańskich firm, która miała rzekomo nastąpić w ostatnim kwartale, i która była przez długie tygodnie pożywką do windowania indeksów.