Nie chodzi tylko o Grecję. Musimy pokazać, że jesteśmy w stanie, jeśli to konieczne, zapewnić stabilność całej strefie euro - powiedział dziennikarzom Amadeu Altafaj Tardio, rzecznik prasowy Komsiji Europejskiej. Unijna egzekutywa nalega, aby przywódcy państw członkowskich na szczycie w Brukseli 26 i 27 marca uzgodnili zasady pomocy finansowej dla Grecji. Wiadomo, że w razie kryzysu Ateny dostałyby pożyczki na zasadzie bilateralnej i dobrowolnej.
Ale te przelewy z Berlina, czy Paryża, miałyby być koordynowane na poziomie strefy euro. I właśnie zasady udzielania pożyczek i koordynacji powinny być ustalone jak najszybciej tak uważa Bruksela, tego pragną Ateny. - Mamy ciągle nadzieję, że to się stanie - powiedział rzecznik KE. Jednak apele Brukseli na razie pozostają bez odzewu w Berlinie. A to przecież Niemcy, najbogatszy kraj strefy euro, w razie potrzeby stałyby się głównym ratownikiem. Angela Merkel konsekwentnie odmawia wyraźnego poparcia dla programu ratowania Grecji.
- Nie sądzę, żeby Grecja potrzebowała teraz pieniędzy. I grecki rząd może to potwierdzić. Dlatego nie wzbudzajmy niepokoju na rynku poprzez fałszywe oczekiwanie, że unijny szczyt coś w tej sprawie postanowi - powiedziała niemiecka kanclerz w niedzielnym wywiadzie radiowym. Angela Merkel martwi się nie tylko chwiejnym rynkiem greckiego długu, ale przede wszystkim własną popularnością. W ostatnich tygodniach media pełne były artykułów opisujących grecką niegospodarność, gigantyczne oszustwa w sprawozdawczości budżetowej, a wreszcie wcześniejszy o kilka lat, niż w Niemczech, wiek przechodzenia na emeryturę. To wszystko zniechęca niemieckich podatników do wykładania kolejnych euro na Grecję. A ich niechęć może znaleźć odzwierciedlenie w wyborach regionalnych 9 maja.
Na niemieckie groźby Ateny odpowiadają szantażem. Premier Jeorjos Papandreu zapowiedział, że zwróci się o pomoc do MFW, co byłoby wizerunkową porażką dla strefy euro. Papandreu może jednak nie mieć wyjścia. W kwietniu i maju będzie musiał zrefinansować na rynku dług wartości 20 mld euro. Na razie inwestorów nie uspokaja zapowiedź poważnych refom i Ateny mogą mieć problem ze znalezieniem nabywców na swoje papiery.
Grecki wicepremier Theodoros Pangalos wręcz oskarżył Niemcy o zarabianie na greckich problemach. – Tak długo, jak południowa Europa ma problemy, notowania euro są zachwiane i spada jego wartość, są warunki w których Niemcy mogą realizować znaczny eksport do trzeciego świata – powiedział.