Firma wylała kubeł zimnej wody na entuzjastów Location Based Services, rekomendując operatorom ograniczenie rozwoju zaawansowanych usług lokalizacyjnych co najwyżej do konsumenckich testów. Powód? Nawet w USA, najbardziej pod względem usług rozwiniętym rynku mobilnym na świecie, tylko 4 proc. użytkowników korzystała z LBS. Klientów jest po prostu zbyt mało. Także w Polsce. A ślad po Belysio zaginął.
Oczywiście, gracze nie rezygnują. Alcatel Lucent kilka dni temu zachwalał technologie dostarczania reklam związanych z lokalizacją nie tylko na telefony, ale też np. ekrany w środkach komunikacji, czy taksówkach. „Wysiądź teraz, po drugiej stronie ulicy pizza 50 proc. tańsza”. Kuszące, ale biznesowe zbilansowanie jest nieoczywiste.
Studzeniem głów myślących o smartfonach, aplikacjach i modnych słowach-kluczach zajął się także Karim Taga z firmy konsultingowej Arthur D. Little. Kilka tygodni temu w czasie spotkania na którym zjawili się przedstawiciele największych w kraju firm telekomunikacyjnych, mówił:
– Nie rozwijajcie nowych sklepów z aplikacjami. Operator musi być enablerem, umożliwiającym dotarcie do usług – przekonywał. Dostało się też aplikacjom mobilnym, konikowi branży. Pozycje darmowe to „zdecydowana większość” z kilku milionów aplikacji, jakie Polacy pobrali z Nokia Ovi Store. Podobnie jest u globalnego lidera, App Store. Około 75 proc. jego oferty stanowią pozycje płatne, ale wśród produktów pobranych aż 70 proc. to aplikacje darmowe.
- Nie twórzcie już nowych, własnych sklepów z aplikacjami, spróbujcie wykorzystać istniejące. Skupcie się na biznesach podstawowych i korzystajcie z faktu że to operator jest bramą dostępową do mobilnego Internetu – słychać było na warszawskim spotkaniu.