Wybór inwestora dla gdańskiej grupy paliwowej minister skarbu będzie musiał skonsultować z bankami, które udzieliły jej kredytów na rozbudowę rafinerii.
Jak się dowiedziała „Rz”, konsorcja banków, które pożyczyły Lotosowi pieniądze na program rozwoju, zapewniły sobie możliwość zmiany umów kredytowych, gdy zmieni się układ właścicielski gdańskiej firmy. Szefowie Lotosu nie komentują tych zapisów. Z naszych informacji wynika jednak, że jeśli Skarb Państwa będzie chciał zmniejszyć swoje udziały w spółce poniżej 50 proc. i wybierze inwestora, to powinien on być „akceptowalny dla banków”. W przeciwnym razie banki mogą nie tylko zażądać zmiany warunków kredytowania, ale nawet szybszej spłaty należności.
Na program rozbudowy rafinerii w Gdańsku, dzięki któremu wzrośnie z 6 do 10 mln t rocznie przerób ropy, Lotos pożyczył ponad 1,7 mld dol. od konsorcjów banków (m.in Pekao, Banco Bilbao, BNP Paribas, Credit Agricole, ING Bank Śląski, Nordea Bank, PKO BP, BZ WBK i BGŻ). W sumie zobowiązania długoterminowe grupy wynoszą 6,2 mld zł (według danych na koniec czerwca 2010 roku). – Zapisy dotyczące korekty umowy w przypadku zmiany akcjonariatu to standardowe postępowanie banków, zwłaszcza gdy udzielają kredytów na bardzo wysokie kwoty, w efekcie czego przekraczane są dopuszczalne wskaźniki zadłużenia firmy – mówi „Rz” prezes banku WestLB Polska Maciej Stańczuk. – I tak było w przypadku Lotosu. Dla banków obecność Skarbu Państwa w akcjonariacie na poziomie powyżej 50 proc. stała się swoistym gwarantem spłaty zobowiązań przez gdańską grupę.
Dlatego zdaniem naszego rozmówcy teraz, gdy minister skarbu rozważa nawet sprzedaż całego pakietu 53 proc. akcji, banki będą miały prawo do wykorzystania zapisów umów.
[wyimek]2 mld zł są warte akcje Lotosu, które chce sprzedać Skarb Państwa[/wyimek]