[srodtytul][link=http://grafik.rp.pl/grafika2/576334,599961,9.jpg]OD 17 GRUDNIA {eko+} TYLKO DLA ZAREJESTROWANYCH UŻYTKOWNIKÓW[/link] [/srodtytul]
KaDeWe – to skrót, który zna w Niemczech każdy. Oznacza Kaufhaus des Westens, czyli Zachodni Dom Towarowy. Większy i słynniejszy jest tylko londyński Harrods, ale KaDeWe jest nowocześniejszy i bardziej przestronny. Ma też jeden z najbardziej urozmaiconych działów spożywczych. To słynne szóste piętro, gdzie nikogo nie dziwią świeże ryby z Seszeli czy szlachetny australijski antrykot.
KaDeWe to świątynia konsumpcji, na widok której miękną serca nawet bardzo oszczędnych Niemców. Tutaj sięgają ochoczo po karty kredytowe i wydają więcej, niż planowali.
To samo zagraniczni klienci. Bo sława KaDeWe sięga daleko poza Niemcy. Przyjeżdżają tu Francuzi, Włosi, Rosjanie, Brytyjczycy i wiele innych nacji. Przez lata był perłą w koronie koncernu Karstadt, a po jego bankructwie odgrywa rolę okna wystawowego Bergrruen Holding, utworzonego przez słynnego inwestora, filantropa i kolekcjonera Nicolasa Bergrruena.
Od 103 lat KaDeWe mieści się w ogromnym gmachu przy Tauentzienstrasse – eleganckim pasażu handlowym będącym niejako przedłużeniem słynnego bulwaru zachodniego Berlina – Kurfürstendamm. Nie ma w Niemczech bardziej zatłoczonego miejsca niż ten liczący niespełna kilometr długości ciąg sklepowych witryn. Przemierza go średnio 12 tys. osób na godzinę.