Prawa do emisji dwutlenku węgla nie są już tylko papierem, który umożliwia wypuszczanie do powietrza zanieczyszczeń. To walor wart na giełdach 15 euro za tonę, którym można spekulować, obracać w fikcyjnych transakcjach oraz który można ukraść. To najnowsza definicja uprawnień do emisji CO2, które funkcjonują w Unii Europejskiej.
Najnowsza afera spowodowała zamknięcie kont firm handlujących prawami do emisji CO2 na tydzień. Mają one zostać odblokowane dopiero w środę. Komisja Europejska podjęła taką decyzję, gdy z czeskich kont zniknęło ok. 475 tys. uprawnień. Dziś już wiadomo, że skala kradzieży dokonanej przez hakerów, była dużo większa. Komisja ocenia, w ostatnim tygodniu z kont wyprowadzono 2 mln praw wartych ponad 30 mln euro.
Zamknięcie rejestru ma umożliwić sprawdzenie, dokąd trafiły jednostki. Wiadomo, że część z nich przeszła przez konta polskie. Nieoficjalnie mówi się także o rynku estońskim, choć to właśnie w tym kraju NATO stworzyło specjalne centrum do walki z cyberatakami. — Zamknięcie kont nie jest nowością, już wcześniej były takie przypadki i przyzwyczailiśmy się do tego. Choć rynek spot nie działa, to rynek terminowy funkcjonuje dobrze — komentuje Maciej Wiśniewski, prezes polskiej firmy doradczej Consus, handlującej prawami do emisji CO2.
W listopadzie ubiegłego roku atak hakerów spowodował, że z konta rumuńskiego producenta cementu zniknęły prawa do emisji warte ok. 80 mln euro.
Kradzieże uprawnień z kont przez hakerów to jednak drobiazg w porównaniu ze skalą strat, jakie państwa odnotowały z powodu wyłudzenia VAT w handlu prawami do emisji CO2. Szacowana roczna wartość handlu tymi prawami szacowana jest na 90 mld euro. Część transakcji wykonywano jednak tylko po to, by zarobić na odliczeniu VAT. — Szacuje się, że w niektórych krajach nawet 90 proc. wartości rynku stanowiło nielegalną działalność — mówi Przemysław Jędrysik z z Krajowego Administratora Systemu Handlu Uprawnieniami do Emisji. Przestępcy stosowali odmianę tzw. karuzeli podatkowej.