Biznes na korridzie

Korrida to w Hiszpanii nie tylko kultowa rozrywka. W przyciąganiu ogromnych pieniędzy jako widowisko ustępuje tylko futbolowi

Publikacja: 01.04.2011 04:08

Gwiazdy wśród torreadorów za walkę dostają nawet znacznie ponad 100 tys. euro. W największych amfite

Gwiazdy wśród torreadorów za walkę dostają nawet znacznie ponad 100 tys. euro. W największych amfiteatrach ich wyczyny ogląda bezpośrednio przeszło 10 tys. widzów

Foto: AFP

W Hiszpanii rozpoczął się nowy sezon walk z bykami. Mimo kryzysu znawcy arkanów korridy twierdzą, że w tym roku przyniesie ona rekordowo dużo pieniędzy.

Głównie dzięki zakazowi walk w Katalonii, który wchodzi w życie od przyszłego roku. Ostatni sezon walk w Barcelonie przyciągnąć ma dwa razy tyle widzów co zwykle. Dlatego właściciele placów do walk z bykami już u progu sezonu zacierają ręce i wróżą, że tegoroczne zyski z „byczego przemysłu" osiągną 2,8 mld euro, o 0,3 mld więcej niż zwykle.

 

Zyskowny spektakl

Dla nas korrida jest walką toreadora z bykiem, której kibicują tysiące zasiadających na arenie osób. Dla Hiszpanów, oprócz tradycji, jest biznesem przynoszącym ogromne zyski.

Do gaży dla toreadorów trzeba doliczyć pieniądze ze sprzedaży biletów, zarobki hodowców byków, krawców wyspecjalizowanych w ubraniach dla toreadorów, producentów pamiątek czy hotelarzy i właścicieli restauracji obsługujących gości korridy.

Średnie coroczne zyski sięgają 2,5 mld euro. Większe pieniądze na spektaklach dla mas zarabiają jedynie hiszpańskie pierwszoligowe kluby piłkarskie.

Część milionowych zysków pochodzi z subwencji. Jak obliczyła fundacja Altarriba, w minionym roku „przemysł" walk z bykami dostał od państwa i autonomicznych regionów 564 mln euro. Z pieniędzy tych dofinansowano między innymi festyny, korridę, budowę, rozbudowę i naprawy placów do walk, wyścigi z bykami czy 30 szkół, w których uczą się adepci sztuki walki. Ponieważ zyski są duże, nie brakuje chętnych do wspierania korridy.

 

Astronomiczne gaże

Zacznijmy od toreadorów. Zgodnie z danymi Real Federación Taurina w Hiszpanii jest zarejestrowanych 3362 matadores, czyli osób zajmujących się zawodowo walkami z bykami. Tylko 639 z nich to toreadorzy. Większość „pracowników korridy" to picadores, jeźdźcy uzbrojeni w piki, czy bandilleros – wbijający w byki włócznie ozdobione wstążkami.

Jednak gwiazdą walk i bożyszczem tłumów są toreadorzy. Ci najpopularniejsi podczas sezonu zarabiają fortuny.

Juli za walkę dostaje 150 tys. euro, a Enrique Ponce 120 tys. Rzadko się zdarza, żeby należący do elity toreador za pojedynek z bykiem dostał mniej niż 90 tys. euro.

Najdroższym toreadorem jest Jose Tomas, który za walkę bierze średnio 300 tys. euro. Bilety na jego ubiegłoroczną korridę w Barcelonie rozeszły się w ciągu godziny i były odsprzedawane za 3 tys. euro. Takiej sumy nigdy nie osiągnęły nawet kultowe pojedynki Barcelony z Realem Madryt.

Gorzej mają początkujący. Zanim trafią na afisz i ich nazwisko zostanie wydrukowane na plakacie razem z wielkimi toreadorami, muszą stoczyć 35 walk. Zdarza się, że najbardziej utalentowani zarabiają już w czasie praktyk, jednak nie więcej niż 2 tys. euro za walkę.

Jednak ponieważ publiczność trudno zachęcić do oglądania żółtodziobów, ci za swoje występy często muszą nawet dopłacać. Średnio 3 tys. euro. Dlatego latem miasta i miasteczka przemierzają młodzi, żądni sławy adepci sztuki walk z bykami, poszukując zarobku i możliwości występów podczas lokalnych fiest.

Muszą zarobić nie tylko na życie, ale też na ubranie. Nowy traje de luces (świetlisty garnitur), czyli zdobny strój toreadora, kosztuje średnio 4,5 tys. euro. Szycie trwa kilka miesięcy, bo zgodnie z tradycją trajes są wyszywane i ozdabiane drogimi kamieniami.

O ich projektowanie pokusili się nawet najwięksi dyktatorzy mody. Rok temu Cayetano, jeden z najbardziej znanych toreadorów, wyszedł na plac w ubraniu zaprojektowanym przez Armaniego. Jaka była jego cena, tego toreador nie chciał zdradzić.

 

Dopchać się do pieniędzy

Kolejnymi zarabiającymi na „byczym przemyśle" są właściciele aren – placów do walk z bykami. W całej Hiszpanii jest ich 562, z których 31 to amfiteatry mieszczące ponad 10 tys. widzów. Te zarabiają najwięcej.

Na przykład zysk areny w Sewilli, która liczy 15 tys. miejsc, sięga 300 tys. euro za jeden spektakl, czyli sześć walk. Pieniędzy jest więcej, jeśli jednym z walczących jest któryś ze słynnych toreadorów.

Mniejsze place zarabiają mniej, ale nie zdarza się, żeby nawet te najmniejsze musiały dokładać do korridy. Jak obliczono, co roku wszystkie hiszpańskie place sprzedają ok. 40 mln biletów – dwie trzecie wszystkich, jakie rozchodzą się na świecie. Trudno się zatem dziwić, że kiedy rozpisywane są konkursy na kierowanie placem do walki z bykami, ustawiają się długie kolejki chętnych. Poza Hiszpanią walki są organizowane głównie we Francji, Portugalii i Meksyku.

Z korridy żyją również hodowcy byków specjalnej rasy (Bos taurus), która przed wiekami dotarła na Półwysep Iberyjski prawdopodobnie z Indii i która teraz występuje tylko w Hiszpanii. Istnieje tu 1200 hodowli tych zwierząt, a wszystkie pastwiska mają łączną powierzchnię 540 tys. hektarów. Średnio wypasanych jest na nich 150 tys. zwierząt.

Wyhodowanie byka gotowego do udziału w korridzie trwa cztery lata i kosztuje 4,5 tys. euro. Każde zwierzę jest dofinansowywane przez państwo kwotą 250 euro rocznie.

Podobnie jak w wypadku toreadorów hodowcy też podzieleni są na kategorie. Ci najsłynniejsi, wybierani przez najbardziej znanych toreadorów, za korridę dostają do 90 tys. euro, cieszący się mniejszą sławą – do 48 tys., a ci najmniej znani – zwykle nie więcej niż 28 tys. Ponieważ ceny zwierząt od lat się nie zmieniają, wiele hodowli przestawia się na inne, bardziej ich zdaniem opłacalne zwierzęta.

 

Rynek będzie się kurczył

Jak wynika z sondażu Instytutu Gallupa, 71 proc. Hiszpanów nie jest zainteresowanych walkami. Korrida przyciąga przede wszystkim zagranicznych turystów, głównie Rosjan, Japończyków i Amerykanów.

Często jest tak, że bilety na korridę są wliczone w cenę pobytu. Walki, zwłaszcza tych najsłynniejszych toreadorów, zapełniają nie tylko hotele, ale też położone w pobliżu aren bary i restauracje. Turyści oblegają też sklepy sprzedające pamiątki związane z korridą.

Obliczono, że rocznie cały „byczy przemysł" zapewnia zatrudnionym 3,7 mln dniówek pracy.

Dlatego miłośnicy korridy ubolewają, że od 2012 r. nie będą jej mogli oglądać w Katalonii, i ostrzegają tamtejszy rząd, że czekają go milionowe straty. Obliczono, że zakaz organizowania walk to ubytek 300 mln euro.

Z tego ponad 12 mln euro to roczny ubytek z tytułu niesprzedanych biletów. Do tej sumy trzeba doliczyć odszkodowania dla właścicieli placów i wypłaty zasiłków dla tych, którzy stracą zatrudnienie.

O swój byt obawiają się też właściciele barów i restauracji w pobliżu Monumental – barcelońskiego placu do walk. Jeśli zapowiedzi ekspertów się sprawdzą, zanim zakaz wejdzie w życie, Katalonię czeka najbardziej udany od lat sezon. Swoje występy zapowiedzieli już wielcy toreadorzy, między innymi Jose Tomas.

Historia

Zdania co do początków walk z bykami są podzielone. Jedni uważają, że korrida jest w Hiszpanii pozostałością wpływów starożytnego Rzymu i walk gladiatorów, inni – że walki z bykami sprowadzili na Półwysep Iberyjski Arabowie, jeszcze inni, że byki dotarły wraz z taborami cygańskimi aż z Indii. Sam zwyczaj wywodzi się z tradycji ludowej, zgodnie z którą we wczesnym średniowieczu we wsiach ścigano się z bykami. Pierwsze zapiski o korridzie pochodzą z XII wieku. Wtedy to miała się odbyć walka na cześć króla Alfonsa VIII. Korrida taka, jaką dziś znamy, narodziła się w XVIII wieku, kiedy to król Felipe V zabronił, by walczący z bykiem siedział na koniu. Toreador musiał zatem mierzyć się ze zwierzęciem, stojąc na arenie. Wtedy też powstały pierwsze hodowle byków i po raz pierwszy skodyfikowano zasady korridy i kroki, jakie może zrobić toreador. Wiele z tych zasad przetrwało i są nauczane w 20 istniejących szkołach walki z bykami.

W Hiszpanii rozpoczął się nowy sezon walk z bykami. Mimo kryzysu znawcy arkanów korridy twierdzą, że w tym roku przyniesie ona rekordowo dużo pieniędzy.

Głównie dzięki zakazowi walk w Katalonii, który wchodzi w życie od przyszłego roku. Ostatni sezon walk w Barcelonie przyciągnąć ma dwa razy tyle widzów co zwykle. Dlatego właściciele placów do walk z bykami już u progu sezonu zacierają ręce i wróżą, że tegoroczne zyski z „byczego przemysłu" osiągną 2,8 mld euro, o 0,3 mld więcej niż zwykle.

Pozostało 93% artykułu
Ekonomia
Spadkobierca może nic nie dostać
Ekonomia
Jan Cipiur: Sztuczna inteligencja ustali ceny
Ekonomia
Polskie sieci mają już dosyć wojny cenowej między Lidlem i Biedronką
Ekonomia
Pierwsi nowi prezesi spółek mogą pojawić się szybko
Ekonomia
Wierzyciel zlicytuje maszynę Janusza Palikota i odzyska pieniądze